czwartek, 9 sierpnia 2018

Seven Psychopaths / 7 psychopatów (2012) - Martin McDonagh




Dość opornie wchodziłem w ten klimat i już zakładałem, że w podsumowaniu napiszę, iż Siedmiu psychopatów, to nic szczególnego, ale i też żadne nieszczególne nic, kiedy tak od więcej niż połowy filmu zacząłem wkręcać się w tą pokręconą historię konsekwentnie, aż prawie po uszy wpadając w intrygującą narrację. Przyznaję iż Martin McDonagh sięgnął po ciekawy scenariusz, zarazem będący dość karkołomną próbą stworzenia kina za wszelką cenę oryginalnego. Zapewne wielu mądrzejszych ode mnie zauważyło w nim posiłkowanie się stylistyką Quentina Tarantino, bądź Guya Richie’go – równie wielu też zarzuci mu kombinowanie na siłę kosztem czytelnego przekazu. Jednak wyczuwając powyższe wpływy i tendencję do przesady, nie można odmówić mu posmaku czegoś wyjątkowo smakowitego, bo frapującego i z własnym autorskim sznytem. Bowiem z perspektywy ostatniego, jak najbardziej zasadnego sukcesu McDonagha za sprawą (szukam jednego i oddającego genialność produkcji przymiotnika…:)) FENOMENALNYCH Trzech billboardów za Ebbing Missouri, czuć już w Psychopatach ten ton narracyjny i zwłaszcza tą konstrukcję złożoną i cholernie inteligentnie zaaranżowaną historię, tylko w nieco innej, bo akurat groteskowej konwencji. Abstrakcyjny humor, czasem tak bezpośrednio podany, iż aż wulgarny, w filmie w którym miesza się wyobraźnia pisarza z prawdziwym życiem. Nawzajem się one inspirują w totalnym misz maszu, w fermencie permanentnym, z każdą kolejną sceną wyciskając z niego wartościowy sens i zazębiającą się całość z pozornego braku spójności. Fajny pomysł, kapitalna obsada i mimo dość dużego zagmatwania pokaźną ilością postaci i wątków, to narracyjnie przejrzyście na tyle, że nawet tak mało bystry, bo nie zawsze odpowiednio uważny widz jak ja daje radę wydarzenia z ekranu ogarnąć. Co jednak najbardziej dla mnie zaskakujące, to sam fakt, że takie nienaturalnie ześwirowane kino, gdzie sporo fanaberii reżyserskiej, masa absurdów i nonsensów oraz pierdyliard dialogowych popisów na zasadzie sztuki dla sztuki wkręciło mnie bardzo i odnalazłem w nim sens, składając z porozrzucanych klocków może i nawet właściwą puentę. :) Puentę, która zdaje się sprowadzać do za Gandhim cytatu jednej z postaci, iż „przez oko za oko, cały świat straciłby wzrok”. Niby banał, ale z jaką finezją opakowany. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj