sobota, 16 listopada 2019

Gloria Bell (2018) - Sebastián Lelio




Prozaiczna to historia, proza życia w artystycznie przygotowanej pigułce - w zasadzie nic szczególnego, a jednak coś dość wyjątkowego. Zapewne sporo kobiet odnajdzie w sobie taką Glorię, Gloria podsunie im lustro i z tym lustrem zaproponuje nie jedną lampkę wina. Nie pierwszej młodości, ale wciąż atrakcyjna aktorska śmietanka w rolach głównych - para Julianne Moore i John Torturro. W pierwszym planie dansingi dla dojrzałych samotnych z disco wibracjami z lat siedemdziesiątych, świetne ujęcia, w których kamera skupia się na postaciach wygłaszających mądre kwestie, a w tle rozgrywa się coś istotnego, absolutnie nie marginalnego i mimo, iż to niby dzieje się w drugim planie, to jest kapitalnie w nim wyeksponowane. Miłość w średnim wieku, po przejściach i z bagażem trudnych doświadczeń, a jednak romans to piękny i obraz z rodzaju tych niezupełnie oczywistych, a tym bardziej wprost przewidywalnych. Chociaż bez potężnych tąpnięć, czy eksplozji emocjonalnych oraz jak podpowiada głębsza orientacja, na podstawie (a dokładnie będący powieleniem - remake) scenariusza i wprost filmu (o dziwo) Sebastiána Lelio. Mały film o bardzo wielkich osobistych sprawach - o codziennej samotności chwilami tylko bliskością przerywanej i wyrwaniu się z odbierających kobietom prawdziwą wolność konwenansów i patriarchalnych więzów. Ktoś zapyta, po co kręcić niby to samo po zaledwie pięciu latach. Odpowiem, że może po to, aby tacy „znawcy” kina chilijskiego jak ja, dowiedzieli się poprzez hollywoodzkie ścieżki o istnieniu pierwowzoru i skorzystali jeśli nie z szansy dotarcia do pierwotnej wersji, to chociaż obejrzenia czarująco porywającej sceny finałowej w wersji amerykańskiej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj