Dzień dobry, witam bardzo serdecznie. Bardzo mi się Diamenty (zarówno same kobiety jak i filmowy po włosku osiągnięty konstrukt całościowy) podobały. Oddaje jednak głos komuś, kto w tym obrazie zasmakował jeszcze intensywniej, gdyż posiada cechy płci odmiennej - wrażliwszej i możliwe że naturalnie stąd identyfikacja znacząco głębsza i zrozumienie problematyki osobiste. "Jesteśmy do niczego, ale jesteśmy wszystkim". W kobietach siła - mówi nam reżyser, a wszystkie One - kobiety Özpetka - cudowne! Kruche i wrażliwe, a zarazem ambitne, zdeterminowane i zadziorne. Jakże miło patrzyło się na to liczne żeńskie grono, urozmaicone męskim - znacznie skromniejszym. Kapitalne dialogi i humor, okraszone wzruszającą włoską nutą, ale absolutnie nie kiczowatą, a wręcz przeciwnie, bo łezkę wydobywającą. Ferzan O. mógłby zbić piątkę z Pedrem A., choć ten drugi jednakże lepszym jawi się warsztatowcem i wizjonerem. Nie oznacza to jednak, że Özpetek daleko za nim w tyle, ponieważ jego „Diamenty” błyszczą z daleka, tworząc wizualny majstersztyk, a jego diamentowe artystki, podobnie jak babiniec Almodovara, to aktorki z charyzmą i pazurem. Diamenty to film-hołd złożony ciężkiej pracy, zarówno tej skromnej na zapleczu pracowni, jak i tej odważnej, brylującej na salonach. Budujące to kino, napędzające wiatru w żagle. Kobiece i lśniące. Szacunek dla reżysera za ciekawy pomysł, a aktorkom czapki za głów za wykonanie.
P.S. Dodam (bo jako samiec stereotypowo chciałbym mieć ostatnie słowo), iż Pan reżyser przekornie poprzestawiał w specyfice płciowej i kobiety uczynił dominującymi, a mężczyzn urodziwymi zabaweczkami w ich łapakach. Dokładnie przewaga ilościowa o tym wybitnie świadczyła, a żeby ona była jeszcze bardziej zauważalna, to wyjątek jeden do obsady wcisnął - finalnie fatalnie brutal-przemocowiec, jak najbardziej zasadnie skończył. I to też było w tym filmie bardzo fajne!