środa, 14 maja 2025

Machine Head - Unatøned (2025)

 

Obawiałem się (pierwsza faza), miałem pewność (faza druga), że nowe wydawnictwo Machine Head nie wkradnie się nawet w dwóch trzecich w moje łaski tak samo silnie jak jego poprzednik. Trzecia faza jednak (ta po przerwie w odsłuchach, bo miałem dwa inne ciekawsze od razu albumy nowe do wciągania) zaskoczyła i ja zaskoczyłem poniekąd z Unatøned, bowiem z lekkiego chaosu, niezbyt współgrających ze sobą jak się zdawało aranżacyjnych pomysłów wyłonił (wykluł?) się album, który wcale a wcale nie jest tak aranżacyjnie nieskładny, tudzież banalny. Jego jednako wadą właśnie może być bardzo chwytliwy charakter, w sensie przebojowy sznyt, jaki najbardziej kojarzy mi się z fazą w historii ekipy Robba Flynna, gdy wydawał z ziomkami The Burning Red, zachowując oczywiście dystans porównawczy - chodzi o przeskok stylistyczny. Niby coś w uszach się tutaj w te mańkę z końca minionego wieku skleja, a jednocześnie Unatøned jest bardziej nadęty epicko i więcej w nim stroszenia piórek pseudo orientacyjno-balladowych gdy słucham ba finał na przykład Scorn (taki czuję tutaj wciąż pro pseudo progresywny  sznyt), niż wycieczek w stronę odświeżania ekspresji nu metalowej, mimo że rytmika ma sporo z tego kierunku i zarzuty kierowane w stosunku do Amerykanów, że grają zamiast thrashowo to skocznie nie są kompletnie z palucha wyssane. Momentami Machine Head hula bowiem jak te wszystkie nowocześnie brzmiące bandy w których ostry growl współpieści się z czyściutkimi romantycznymi zaśpiewami i atakującą serduszko emocjonalną elektroniką, obok której jadą grube, czasami dość kwadratowe, ale potrafiące przeczesać z impetem grzywkę riffy - Bleeding Me Dry. W stu procentach jednak nie czuję wciąż satysfakcji z obcowania z poddawanym autopsji nowym rozdziałem, może dlatego że oczekiwałem wiele w przeciwieństwie do sytuacji gdy przypadek Of Kingdom and Crown to były niemal żadne oczekiwania, a efekt jeden z lepszych nawet w długiej, krętej estetycznie historii MH. Wówczas zostałem albumem porwany, obecnie w album systematycznie wciągany, lecz czy refreniska i inne te wszystkie z Unatøned przykleją mi się do mózgu jak wymamlana guma balonowa do szkolnej ławki, wciąż nie wiem, pomimo że po wybrzmieniu ostatniej nuty ostatniego pośród indeksów numeru, mam już ochotę ponownie wcisnąć play, bo czuję w tych kawałkach to klejące!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj