niedziela, 14 lutego 2021

Bez znieczulenia (1978) - Andrzej Wajda

 

Dramatyzm poszczególnych, wypchniętych z równego szeregu scen robi wielkie wrażenie, a aktorstwo nawet jeśli jest w nich mocno teatralnie archaiczne, to do jasnej cholery w moim przekonaniu w tych miejscach odnajduje się znakomicie. Mam tutaj na myśli te wszystkie fragmenty z podsycanymi emocjami, natomiast między nimi narracja płynnie łączy poszczególne uczuć natężenia i doskonale ukazuje złożoność opowiadanej historii. To nie jest suche przedstawianie kolejnych faktów, lecz soczyste filozoficznie i autentyczne psychologicznie jak się wydaje relacjonowanie zachowań człowieka w obliczu sytuacji wymagającej zachowania rozsądnego emocjonalnego dystansu i inteligentnej rozwagi. Choć Wajda nie pochyla się nad każdym z drobiazgów w zaburzonych relacjach bohaterów i nie próbuje wejść w rolę terapeuty, jako świetny analityk i znakomity twórca filmowej sztuki potrafi celnie skupić się na kwestiach ważnych i ważniejszych. Dodaje do wartości treści także pierwiastek intelektualnego spojrzenia na sytuację, innymi słowy myślę że stara się ukazać prymat wartości wymiaru duchowego związku nad kwestią realizacji potrzeb podstawowych - mieszkanie, samochód, ogólnie byt materialny. Rozumiem że takie moje spojrzenie i próby tak pretensjonalnie ambitnego ubrania refleksji w słowa wiąże właśnie z charakterem spostrzegania specyfiki merytorycznej scenariusza i praktycznej warsztatowej pracy. Gdyby coś, mogę jednak alternatywnie napisać że On (Redaktor) był zainteresowany własnymi ambicjami i zakochany w sobie, a Ona (Redaktorowa) była rozpieszczana materialnie i porzucona emocjonalnie. Dlatego to jebło, a Wajda niepotrzebnie podsyca polityczne konteksty i oczami bohatera spostrzega i umysłem jego rozbija na atomy to, co jest przecież proste. To film straszliwie intelektualny i potwornie nadymany perspektywą Pana Redaktora. Niby widz Redaktora rozumie i sympatię w jego stronę kieruje, ale ten bezpośredni i zimny stosunek do sprawy Pani Redaktorowej nie jest pretensjonalnym, a przez to wydaje się znacznie bardziej prawdziwy - szczególnie gdy coś w niej zaczyna pękać, a jednak nie rozkrusza się ostatecznie. Ciekawe czy o to Wajdzie chodziło i taki efekt w zamierzeniach chciał uzyskać? Dwie perspektywy mam, tą która powinna naturalnie zjednać moją sympatię i ta druga zasługująca w oczywisty sposób na pogardę. Dziwnie ta zimna bardziej mnie przekonuje. 

P.S. Dwufazowa scena finałowa - pięknie oddająca groteskowość sytuacji, straszliwy cynizm prawniczy i zamykająca ją prawda o każdego człowieka wobec starcia z bezdusznym systemem bezradności. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj