środa, 30 czerwca 2021
Amorphis - Tuonela (1999) / Am Universum (2001)
wtorek, 29 czerwca 2021
Gi-saeng-chung / Parasite (2019) - Joon-ho Bong
czwartek, 24 czerwca 2021
Whispering Sons - Several Others (2021)
środa, 23 czerwca 2021
Fear Factory - Aggression Continuum (2021)
Aggression Continuum okazuje się dość twardym orzechem do zgryzienia i nie mam tu na myśli, iż jest materiałem na tyle połamanym technicznie i ponad standardy ambitnym, by można było sobie na nim pokruszyć uzębienie. Wręcz przeciwnie, jest zbiorem fantastycznie nośnych numerów, które od razu zaskarbiają sobie sympatię, lecz problem tkwi w tym czy od Fabryki oczekiwać należało krążka tak od pierwszego odsłuchu słuchaczowi przyjaznego? Melodyjne refreny od czasu Demanufacture były oczywiście częścią składową formuły dźwiękowej jakiej hołdowali Amerykanie, ale oprócz tej miłej dla uszu zabawy chwytliwymi zaśpiewami, w ich nucie równie ważną rolę pełniła wściekła agresja niebanalnych riffów. Tutaj właśnie tkwi problem jaki na starcie zasygnalizowałem, że niby brutalnej mocy riffiadzie Cezaresa nie można na Aggression Continuum odmówić, a zapętlone motywy gitarowo-basowe rozpruwają membrany, ale (wciąż te ale!) są jakieś takie rozmiękczone patetycznymi syntezatorami, robiąc częstokroć wrażenie zbyt anemicznych i co kluczowe tak bardzo oczywistych. Zdaje sobie sprawę że w obecnej rzeczywistości trudno chyba tak skonstruowanej nucie (bo to nie jest obecnie hiper w metalu popularne granie), a dodatkowo za historią FF ciągnie się większe lub mniejsze przekonanie o przynależności do skompromitowanej w większości przypadków sceny nu metalowej. Ale (właśnie!) Deftones potrafią surowo i zarazem chwytliwie i nie ma u nich miejsca na sztampę lub jakieś podniosłe akcje z klawiszami, które z daleka śmierdzą quasi symfoniczną tandetą. Przyznaję iż Fear Factory nagrało bardzo przyzwoity album, który też myślę wzbudzi wśród fanów kontrowersje nie tylko ograniczone do akcji-reakcji na linii Bell-Cezares, ale ponad konteksty konfliktów, muzycznie będzie stanowił powód do żywych dyskusji, a nawet sporów. W moim przekonaniu od czasu Mechanize nie skomponowali w pełni przekonującego albumu, a do prowokowanych uwag dotyczących kwestii czysto formalnych w zakresie dźwięków dorzucają także strasznie żałosne przywiązanie do potwornie lipnej estetyki wizualnej. Zarówno te koperty jak i teledyski bardzo mocno odpychają mnie od dzisiejszej ich twórczości. Nawet, jeśli ostatecznie nie odrzucają, to na pewno nie pomagają i tak zamiast się zawartością The Industrialist, Genexus i teraz Aggression Continuum ekscytować, to ja bije się z myślami i odczuciami czy to jest to, co być powinno, czy to tylko ułuda, a Fear Factory już od dawna nie jest w stanie nawiązać do chlubnej przeszłości czy bardziej ambitnie odnaleźć dla siebie nową fascynującą drogę. Nie mówię tu o słabej akcji wbicia chyba pierwszej w swojej historii kompletnie mdłej solówki do naprawdę ogólnie dobrej kompozycji zatytułowanej tak, jak chyba pierwotnie ten album miał być nazwany.
wtorek, 22 czerwca 2021
Retfærdighedens ryttere / Jeźdźcy sprawiedliwości (2020) - Anders Thomas Jensen
poniedziałek, 21 czerwca 2021
Megadeth - Countdown to Extinction (1992)
niedziela, 20 czerwca 2021
French Exit / Francuskie wyjscie (2020) - Azazel Jacobs
No no, informuję że Pfeiffer jest tu doskonała i chociaż nie przeczę że w prezentowanych manieryzmach czuć groteskową pozę a'la jej rola w (szukam w pamięci, nie odnajduję, filmwebem się posiłkuję) Dark Shadows Tima Burtona, to jednak ta wyniosła jędzowatość jest naprawdę w punkt, przez wzgląd na historię i sytuację w jakiej jej postać się znalazła. Obok niej dobrą robotę robi też dyżurny ostatnio, kiedy spece od castingu potrzebują dorastającego nastolatka, a teraz młodego kawalera, wszędobylski Lucas Hedges. Jego akurat na salony Kenneth Lonergan wprowadził, a doskonała rola w Manchester by the Sea została świetnie spożytkowana na poczet kolejnych spełniających pokładane ambicje angaży. Ale mimo wszystko chyba go już na razie wystarczy? Dajmy sobie jednak przez chwilę odpocząć. :) Natomiast sam film w sensie historii i w sposobie jej zagospodarowania, to takie wyższe stany średnie, czyli można obejrzeć, ale niekoniecznie ten seans będzie na dłużej zapamiętywalny. Bardzo dobre aktorstwo tu wygrywa, a wraz z nim wyraziście wystylizowana, całkiem liryczna, z elementami dość osobliwymi formuła, co oznacza że da się radę bez wysiłku z przekąsem pod wąsem uśmiechnąć, można też nawet coś uniwersalnie wartościowego z niej dla siebie wyciągnąć, lecz nie będę tu ponad potrzeby entuzjastyczny, bo zwyczajnie tak samo wiele gorszego stuffu jak i znacznie lepszego miałem okazję przez ostatnie lata obejrzeć. Szczerze, gdyby nie wciąż mimo wieku niemożliwie atrakcyjna Michelle Pfeiffer, to chyba bym na ten tytuł uwagi nie zwrócił i w sumie bez znaczenia by to było.
sobota, 19 czerwca 2021
Ammonite / Amonit (2020) - Francis Lee
Żadnych w zasadzie dodatkowych bodźców, dosłownie momentami tylko odrobina muzyki w tle i zdecydowane, klarowne skupienie na subtelnych detalach oraz zimnym klimacie rozgrzewanym namiętnościami w relacji dwóch poturbowanych przez los kobiet. Sporo surowej przyrody, odgłosów wiatru i szumu morskich fal i prawdziwy koncert aktorski na gesty, mimikę i przede wszystkim najmocniej do widza przemawiające spojrzenia. Piękny to, zupełnie nieatrakcyjny, w głębszym rozumieniu powyższego określenia prawdziwie daleki od mainstreamowej konwencji film o poetyce zakazanego romansu. Gdybym miał szukać stylistycznych podobieństw do wielkich kinowych obrazów, to zaraz nasuwa mi się skojarzenie z Fortepianem Jane Campion. Przez wzgląd na atmosferę i miejsce, ale również czas akcji, czy od strony warsztatowej sposób filmowania i narracji. Natomiast temat jaki został poruszony, to daleko nie poszukując i sięgając po najnowsze produkcje całkiem bliski Portretu kobiety w ogniu. Tyle że jak dzieło Céline Sciamma powinno być naturalne interpretowane w tak samo artystycznie jak i psychologicznie złożony sposób, to Francis Lee postawił na znacznie wyrazistszy przekaz, tak naprawdę opierający się na biograficznym fundamencie życia Mary Anning (prekursorce brytyjskiej paleontologii) - lecz myślę dokonał tego z równie subtelną wrażliwością rozwijając poruszającą historię. Niby Amonit to po prostu zbudowany na filarze fragmentarycznej biografii kontrowersyjny, aczkolwiek schematyczny melodramat, ale w bardzo niepokojącej oprawie poruszający te wszystkie uniwersalne wątki dotyczące problemów samotności w rzeczywistości nie tylko nie dopuszczającej innych niż tylko heteroseksualne związki, ale także w sytuacjach ogólnie zaburzających społeczne relacje z otoczeniem.
czwartek, 17 czerwca 2021
King Buffalo - The Burden of Restlessness (2021)
środa, 16 czerwca 2021
The Woman in the Window / Kobieta w oknie (2021) - Joe Wright
Z jednej strony bardzo
przyjemne wizualnie (scenografia, barwy) nawiązanie do żelaznego klasyka w
postaci Okna na podwórze, a i sama historia to hitchcockowska tradycja pełną
gębą. Ale z drugiej to nie każdy ma to suspensowe coś i nie wszyscy potrafią
tak jak Alfred, więc jest to w pewnym sensie rzucanie się na zbyt głęboką wodę,
lub wprost wydłubywanie sobie części piór albo też podcinanie skrzydeł przed
ekstremalnie wymagającym lotem. Joe Wright pierwszym lepszym reżyserem na pewno
nie jest, ma dokonania, obnosi się jakimiś zasłużenie zdobytymi branżowymi
statuetkami, ale powtarzam że Hitchcock był jeden, a potem może po drodze byli mu
nawet kinowi twórcy w fachu dorównujący ale w czasach kiedy magia kina nie
zależała tak bezpośrednio od technologicznej maestrii obrazowej, jak i pewnie
wówczas mniej się od całej produkcyjnej otoczki wymagało. Dzisiaj kino jest już
zupełnie inne, mimo unowocześniania/komplikowania teatralna maniera jest w nim jednak pożądana i stylistyka taka
posiada wielu zwolenników (mam na myśli także siebie), ale żeby zrobić doskonałą
interpretację powieści osadzoną w czterech kątach mieszkania, to trzeba mieć coś więcej niż doskonałą ekipę od światła. Należy posiadać (wbrew może pozorom) wszystko to co drzewiej się liczyło, czyli spory potencjał w
samym scenariuszu, dalej genialnych aktorów i w końcu czuć doskonale specyfikę
takiego wyzwania. Piszę tak nie mając jakichś większych uwag do roboty
gwiazdorskiego sztabu (Amy Adams, Julianne Moore, Gary Oldman, Jennifer Jason Leigh) pod
kierownictwem Joe Wrighta, ale po to by dać jasno do zrozumienia, że poddając się czarowi nazwisk i wizualnemu, nie należy
od Kobiety w oknie oczekiwać nazbyt wiele. Bo jeśli człowiek na starcie nastawi się na
dzieło to się sromotnie rozczaruje, a jak spodziewać raczy mniej, otrzyma w zamian całkiem niezłą rozrywkę z tajemniczą zagadką oraz miłym dla oka operatorskim zamysłem w praktykę
zamienionym i po wszystkim zamiast wyrywać się z oczywistością że Hitchcock zrobiłby
to lepiej, z przyjemnością stwierdzi iż spędził bardzo udany wieczór z
netflixową produkcją. Innymi słowy życzę dość pokrętnie trochę więcej niż tylko
trochę wyrozumiałości. :)
P.S. Jak w tytule filmu widnieje kobieta, to Netflix czuje się zobowiązany by „uatrakcyjnić” odbiór żeńskim lektorem, przepraszam lektorką. A idź pan z tym w ch!
poniedziałek, 14 czerwca 2021
Robert Plant - Band of Joy (2010)
sobota, 12 czerwca 2021
Legends of the Fall / Wichry namiętności (1994) - Edward Zwick
piątek, 11 czerwca 2021
Flirting with Disaster / Igraszki z losem (1996) - David O. Russell
czwartek, 10 czerwca 2021
The Remains of the Day / Okruchy dnia (1993) - James Ivory
Przypomniałem sobie właśnie Okruchy dnia i stwierdzam, że ten film to jest jednak wielka klasa - klasa w sensie wartości i klasyka naturalnie w sensie gatunkowej formy. Niby obraz archaiczny i przez swój klasyczny charakter odległy od współczesnych standardów popularności, dlatego taki cudnie urokliwy. W nim czasy dawno minione, zachowania dziś już chyba niespotykane, maniery jakich obecnie nie tylko klasom niższym ale i elitom brak. Można by napisać z punktu widzenia społecznej rewolucji mentalnej, że ten podział na klasową przynależność szczęśliwie już za nami, ale mnie trudno się tą współczesną sytuacją cieszyć, kiedy elity z rodowodami zastąpione zostały prostactwem z wyłącznie zasobem gotówki i walorem możliwości jaką ona-mamona daje. Stąd ta lewacka zasadniczo duma z przemian w tym obrębie, zbudowana na fundamencie zgonu pańskiego wyzysku, w jeszcze większym chyba natężeniu dała szansę, ale i na miejsce jednej grupy dominującej wstawiła inną – sęk w tym że niekoniecznie bardziej szlachetną. Ale nie będę w tym miejscu zanudzał mało odkrywczym rozprawianiem o polityczno-społecznych konotacjach i konsekwencjach (tym bardziej że to co obecnie nie tylko w systemach kapitalistycznych obserwujemy, to przecież jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem), a skupię się na sympatii do tego czym James Ivory mnie zauroczył. Na podstawie powieści Kazuo Ishigury stworzył dzieło w swojej stylistyce kompletne i choć niewiele w nim (co naturalne) dynamiki jak i też tryskających emocji, to mnóstwo piękna nie tylko pomiędzy wierszami oraz w tłumionych uczuciach pomiędzy bohaterami. Ponadto dwutorowo eksponowana merytoryczna zawartość w treści odnosi się precyzyjnie zarówno do relacji międzyludzkich w świecie konwenansów, jak i w tle osadza wydarzenia historyczne i ich wpływ na takież, ulegające znaczącym przemianom życie. I to jest w tym obrazie najbardziej fascynujące. Rzecz jasna oprócz fenomenalnie nostalgicznych ról ekranowej pary.
poniedziałek, 7 czerwca 2021
Dvne - Etemen Ænka (2021)
niedziela, 6 czerwca 2021
The Quill - Earthrise (2021)
sobota, 5 czerwca 2021
Årabrot - Who Do You Love (2018)
piątek, 4 czerwca 2021
Black Bear / Czarny niedźwiedź (2020) - Lawrence Michael Levine
Doskonała drama, świetna aktorsko i intrygująca merytorycznie, choć jak to bywa w kinie wychodzącym poza oczywistości interpretacyjne, dość całościowo mglista. Zawierająca w sobie ten odstraszający miłośników schematów pierwiastek nieoczywistości, gdyż uczestnictwo w jej rozwoju wiąże się ze stałym poczuciem iż wydarzyć się może coś zaskakującego, a prosta w zasadzie fabuła przybierze zrazu cholernie poplątaną treściowo formę. Ponadto natężenie napięcia systematycznie wzrasta i hipnotyzuje, co może przy ekranie na zaskakująco długo przytrzymać (paradoksalnie i finalnie niepotrzebnie :)) wspomnianego fana kina "akcja-reakcja, akcja-reakcja", a kapitalnie zainscenizowana chemia pomiędzy postaciami wpływa na wiarygodność odgrywanych ról. To przebiegła i tajemnicza gra z widzem, rozedrgana manipulacja i sprawdzian jak on zareaguje na pomysł zawarty w scenariuszu. Bo to co powyżej napisałem, to tylko część prawdy o tym co właśnie późnym wieczorem obejrzałem.