czwartek, 5 maja 2022

Rammstein - Zeit (2022)

 


Nie potrafię od lat systematycznie wyjść ze zdumienia, iż to im się znowu udaje i ja zawsze ulegam temu złudzeniu, które sprzedaje mi mechaniczną prostotę ubraną w pomysłowe (oddając cesarzowi co cesarskie) konteksty, jako nutę mimo programowej monotonii wartą uwagi. Nie jestem widać odporny na chwilową fascynację pomysłami niemieckich mega gwiazd przebojowego ciężaru i czas wreszcie na dobre pogodzić się z prawdą, iż albo w tym graniu jest coś wyjątkowo ważnego, tudzież ciekawego, albo mój gust jest zwyczajnie marny. Trudno oczywiście uznać że ta cała armia fanatycznych Rammsteina szalikowców jest kompletnie pozbawiona poczucia smaku i pozycja zespołu wyłącznie oparta została na ślepym przywiązaniu do ostro przecież w mainstreamie promowanej marki, czy niepodważalnego faktu, że jeśli Rammstein zrobi szoł na koncercie to nie ma ch w metalowej wsi. ;) Zeit jako ich ósmy krążek w dyskografii nie wyróżnia się absolutnie żądną zmianą stylu czy tym bardziej konwencji, lecz wyróżnia się na plus w moim przekonaniu faktem, iż po kilku odsłuchach wciąż nie nudzi, a to czasem niegdyś się zdarzało. Nie ma też opcji abym dłużej niż kilka tygodni jego zawartością w takim samym intensywnym stopniu się podniecał, bo nowe rammsteinowe numery siłą rzeczy muszą spowszednieć i nie mam złudzeń iż w przeciągu miesiąca to nastąpi. Tyle że póki co Zeit kręci się na pełnej k i kręci chyba jeśli pamiętam zacieklej niż poprzednik, a szczególnie singlowe i tak różnymi obrazkami promowane Zick Zack i Angst, czy jeszcze pozbawione wizualnej oprawy Giftig i Armee Der Tristen, wyrywające z wysoko sznurowanych i ciasno zapinanych buciorów. :) Nosz cholera, jakim cudem to tak sieka, kiedy jest li tylko szczwaną hybrydą kraftwerkowej elektroniki i laibachowego patosu, a ja sam ani w jednych ani w drugich z wymienionych nigdy się nie zasłuchiwałem. Odpowiedź zdaje się prosta i ogranicza się do przekonania, że ekipa charakterystycznie charyzmatycznego frontmana dodaje to coś co sprawia, że najważniejsze jest by numer wbijając w glebę i wzbudzając tekstem kontrowersje, dał się zanucić niczym lokalny skoczny przebój z Bawarii. Okręcony na wyrazistym, broń cię boże skomplikowanym kręgosłupie rytmicznym i z łatwą do zapamiętania melodią przewodnią. Swego czasu (pamiętam) na Reign of Light szwajcarski, niegdyś (nieprawdopodobne) black metalowy Samael próbował się ozłocić na takim kierunku, ale się nie udało i ostatecznie grzebiąc ambicje mainstreamowe pogrzebał szacunek czarnych maniaków do niego samego. A przecież biorąc pod uwagę potencjał chwytliwości słabo nie było i wykonawczo stawało na profesjonalnym poziomie. Ja nawet w powyżej wyróżnionym Armee Der Tristen słyszę wprost motywy bodajże z On Earth lub pojedyncze inne skojarzenia z kawałkami Samaela z okresu po Passage wychwytuję i wówczas myślę, że trzeba mieć oprócz wytrwałości olbrzymiego farta w tym wielkim muzycznym biznesie. Rammstein farta miało, upartymi typami też nie omieszkam ich nazwać, a sama nuta i rozmach jej prezentacji na pewno nie przeszkodziły w odniesieniu gigantycznego sukcesu i trwałego utrzymywania się na topie. Podsumowując uważam, iż po wydaniu Zeit na pewno nie grozi im że spierdolą się z piedestału. Tyle w temacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj