piątek, 23 lutego 2024

Deftones - Deftones (2003)

 

Kiedyś sobie ustaliłem, że ten oto krążek Deftones jest ich dziełem najsłabiej do mnie przemawiającym i pomimo iż przez lata się do niego bardziej przekonałem, to pozostanę temu przekonaniu początkowemu wierny, lecz nie mógłbym jednak tak z łatwością orzec, co mi się w nim tak naprawdę nie podoba. Może nie wymienię jednoznacznie takowych cech stanowiących o jego subiektywnie ocenionej słabości w formule podpunktów, lecz ujmę je w ogólności i sprowadzę do (uwaga!) mega oczywistego stanowiska, że jak nie wchodził jak inne, tak nadal nie wchodzi, a te drobne zmiany w odczuciach być może są jedynie wypadkową do jegoż zawartości powracania - chyba na zasadzie, że jak czegoś nie zgłębiłem to i może uparte seanse z niezrozumiałym/nierozpoznanym przyczynia się do takowego. Bądź co bądź przecież s/t nie różni się zasadniczo, ani bardziej detalicznie pod względem stylistyki od innych krążków ekipy najmocniej kojarzonej z nazwiskiem Chino Moreno, a jeśli już to ta odmienność wiąże się (przynajmniej w mojej percepcji) z mniejszą przystępnością i zawartością skromniejszej liczby przebojów pośród anty przebojów, a co wprost oznacza, iż "Deftones" nie przykleja się do ucha, mimo że nie nazwę przecież jego odsłuchów katorgą, mimo że zaciągania wokalne Chino są w tym przypadku tymi jednymi z najbardziej mnie irytujących. Stąd wyprowadzę jeszcze jedną hipotezę odnoszącą się do pytania, dlaczego mi nie leży i przyznam się do trudności w przezwyciężaniu lekkiego dyskomfortu, kiedy w kilku, tudzież kilkunastu fragmentach Chino jedzie w takich rejestrach, które mnie o nieprzyjemne dreszcze przyprawiają. Nie wiem, nie bardzo wciąż mimo wszystko rozumiem, bowiem styl uskutecznianych zaśpiewów, to również nic różnego, tym bardziej eksperymentalnego  stosunku do praktyk z każdego innego Deftones materiału. Ludzie w sumie jednak piszą, że krążek z roku 2003-ego wchodził na terytoria nie do końca jeszcze przez zespół rozpoznane i w praktyce eksplorowane (też racja!), ale ja prócz tej odmienności w kwestii bardziej oszczędnej chwytliwości, to nadal zbyt wiele nie zauważam. Być może tak musi być, iż pośród ogólnie zawsze doskonałych produkcji, naturalnym odruchem fan sobie wbije do łba, że któraś mu w stu procentach nie siedzi i trzeba się z tym pogodzić, miast mocować. Będzie jak ma być - jak ochota nadejdzie, to s/t się nadal pokręci, a jak się ocena przy okazji zmieni, to pewnie gdzieś kiedyś w kontekście bieżących albumów dam tu znać. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj