czwartek, 23 listopada 2017

Najlepszy (2017) - Łukasz Palkowski




Nie w pełni czuję się usatysfakcjonowany, bo akurat formuła zaproponowana przez Łukasza Palkowskiego, nie do końca sklejała mi się z samą u podstaw i rozwinięcia, fascynującą niewątpliwie psychologicznie i socjologicznie historią. Te narkotyczne odloty pod szablon jakiegoś amerykańskiego horroru, z tym nieprawdopodobnym przebiegiem przecież autentycznych wydarzeń, zwyczajnie nie łapały wspólnego przelotu na odpowiedniej dla emocji wysokości. Nie mam wątpliwości, że Jerzy Górski zasługuje na gigantyczne uznanie, bo wypełznąć z takiego bagna, wyrwać się z takiej otchłani, to czyn bez dwóch zdań heroiczny. Lecz mam wrażenie, że postać zasługuje na film w którym więcej treści w samej treści, a nie tylko przesycenia scenariusza masą wątków, po których reżyser ze scenarzystami się prześlizgnęli i w których poruszającej mocy, która tąpnie człowiekiem niewiele. To bardzo dobre kino, ale kino rozrywkowe, ze sprytnie zaaranżowanym, powracającym kilkukrotnie muzycznym motywem z Chid in Time (wiadomo kogo), dobrymi ale nie rewelacyjnymi (jedynie Kamila Kamińska była doskonała) rolami i z nutą nie zawsze błyskotliwego poczucia humoru. To jak czuję dobrze sfokusowany produkt, z góry nastawiony na sukces komercyjny, taki obraz na faktach który zdobędzie publiczność przekrojową. Wszystkich wzruszy i pokaże, dla pokrzepienia serc i dusz, że wszystko jest możliwe, jeśli hart ducha wystarczająco silny. W moim jednak maksymalnie subiektywnym odczuciu Palkowski poszedł na łatwiznę, czyli zupełnie inaczej niż jego bohater - nie przebrnął nawet teoretycznie przez to szambo z którego wypłynął Jurek, więc nie mógł spojrzeć na sprawę z tej najbardziej przekonującej perspektywy. Trochę schematem pokombinował, sporo motywów zwyczajnie przekombinował, dorzucił szczyptę ambicji kręcąc kilka scen mających mieć oblicze i wydźwięk symboliczny, ale finalnie i tak wszystko podał na tacy, w systemie łopatologii dla dobra ogółu stosowanej, by każdy przeciętnie ogarnięty posiadacz jednostki centralnej mózgiem nazywanej, w praktyce niewykorzystywanej mógł dojść do z góry nakreślonych wniosków. Dodatkowo jako twórca kina pod zamerykanizowane gusta robionego, nie miał też zapewne takich intencji, by niczym Aronofsky w Reqiuem dla snu dać widzowi towar kopiący i uzależniający, po którym odstawienie to cierpienie dla duszy i ciała. Ja nie poczułem tutaj tego umierania narkotycznych wraków, nie przesiąkłem zapachem wstrzykiwanego kompotu, smrodu gnijących ran i rozpalonych żył. Ja nawet nie byłem w stanie odczuć wysiłku fizycznego organizmu maksymalnie przeciążonego, ciężkiego oddechu człowieka wyczerpanego, obrazu bólu jaki zakrwawionymi, piekącymi stopami miał być w założeniach wywołany.  Krew nie została we mnie wzburzona i nie wyszedłem z kina poruszony i teraz tylko zadaje sobie pytanie, czy odporny na taki sposób emocjonowania jestem, czy może zwyczajnie w mym ciele zamiast serca zimny głaz utkwił tylko tak dla zasady wypełniając puste miejsce.

P.S. 1 Pragnę być szczery i uczciwy, więc dodam, że warto obejrzeć, ale czy jest powód by Najlepszego nazywać najlepszym tegorocznym polskim filmem. Nie mam wątpliwości, że nie ma startu niestety do kilku innych tytułów. 
P.S. 2 Zaczynają mnie cholernie irytować te od sztancy robione plakaty, ta tendencja, by nawet filmy o czymś ważnym "przyozdabiać" grafiką wprost z okładki brukowców. Wstyd k****, że dzieje się to w kraju, który ma takie wspaniałe tradycje w dziedzinie plakatu filmowego. Niech was odpowiedzialnych za tą żałość ch** strzeli!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj