czwartek, 28 czerwca 2018

La Pianiste / Pianistka (2001) - Michael Haneke




Tak się składa, że wieloletni we mnie ignorant skupiony niemal wyłącznie na kinie amerykańskim, teraz (lepiej późno, niż wcale) nadrabia, może nie zaciekle lecz jak tylko jest okazja, te pozycje z kina europejskiego, a szczególnie seryjnie filmy tych twórców uznanych za mistrzów w swojej profesji o których istnieniu miałem rzecz jasna wiedzę, lecz brak było dotychczas chęci aby z ich dorobkiem się konfrontować. Haneke to oczywiście jedno z głównych nazwisk do rozpoznania w mym planie i po trzech wglądach w jego autorski świat (patrz archiwum bloga) przychodzą systematycznie kolejne. I tutaj od razu piszę, że zanim Pianistka zagościła u mnie na ekranie, w tym miejscu rozprawiać wpierw powinienem o dużo głośniejszych, intensywniej nagradzanych Funny Games, czy Białej wstążce. Mam po "szkodzie" to przekonanie, gdyż kapitalna rola Isabelle Hupert to w moim przekonaniu za mało bym popadł w zachwyt, ale i wystarczająco dużo, abym tym razem zniesmaczony dosadnością przekazu Haneke’go nie odszedł zbyt szybko sprzed telewizora i bardzo nieprzychylnie film zrecenzował. Staram się zrozumieć intencje reżysera, przeczytałem w tym celu kilka jego wyjaśnień tuż po premierze Pianistki wypowiedzianych i rozumiem, iż forma obsceniczna to narzędzie tym razem uzasadnione, aby odpowiednio treść kontrowersyjnej prozy Elfriede Jelinek zobrazować i tymiż bezpośrednimi środkami zinterpretować. Z właściwą estetyczną intensywnością ukazać życie autodestrukcyjne, będące następstwem głębokiej samotności. Życie zaburzone, zawodowo maksymalnie sfokusowane na pracy, prywatnie zaś zaniedbane emocjonalnie przez nieprzystosowanie do funkcjonowania w związku. Życie zwyczajnie marne, w którym zaburzenia psychiczne sięgające poziomu obłędu wyznaczają zakres chorych potrzeb. Niemniej jednak film jako przekaz intelektualnie wymagający i wizualnie dobitny odpycha, budzi poczucie uzasadnionego zdegustowania i wymaga naprawdę silnego psychicznego zaparcia, aby przed jego totalnym charakterem nie uciec. Ja przetrwałem, nie zdezerterowałem, lecz nie ma mowy bym kiedykolwiek do niego jeszcze powrócił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj