sobota, 16 czerwca 2018

Sługi boże (2016) - Mariusz Gawryś




Jak się okazuje nie zawsze sprawdzony przepis daje wysokie prawdopodobieństwo świetnego rezultatu. Kontrowersyjne tło tematyczne plus masowo wykorzystywane utarte schematy, nie za każdym razem prowadzą do sukcesu komercyjnego, nie mówiąc o jakimkolwiek artystycznym potrzeb zaspokojeniu. Chociaż w naszej świętojebliwej Polsce (ze wskazaniem paluchem na kler, oczywiście krystalicznie czysty moralnie) taka wręcz bluźniercza retoryka robi hałas, to jak brakuje reżyserowi indywidualnej warsztatowej charyzmy i sprowadza on finalnie formę do standardowej kliszy rodzimych kryminalnych telewizyjnych seriali, to trudno o coś więcej niż tylko nijaką tożsamościowo tanią rozrywkę. Niby Mariusz Gawryś pracuje konsekwentnie nad mrocznym klimatem, posiłkuje się tuningowaną psychologią, sięga po fabularne urozmaicenia, tajemnicy od początku nie zdradza i wreszcie napięcie na tyle na ile scenariusz pozwala kreuje, ale czyni to strasznie anemicznie, finalnie próbując nader "ambitnie" ratować się rozebraną do rosołu Foremniakową. Obsadę zebrał przecież w teorii porządną, ale to co w praktyce od Topy, Kijowskiej, Stelmaszczyka, Konopki, Woronowicza i Talara uzyskał to tylko mechaniczna poprawność. Bo to jest tak, jak wielokrotnie już pisałem, że gdy reżyser nie ma daru wyciągania z aktora tego co najlepsze - inspirowania, czasem nawet konstruktywnego na planie wkurwiania, to nawet warsztatowo świetni aktorzy stają się w jego rękach tylko zwykłymi wyrobnikami. Stąd nie polecam, bo to słabe i czasu szkoda. Nie ma sensu ani się nad tym pastwić, ani też nawet ze względu na obnażane kościelne skurwysyństwa promować - nad czym najbardziej ubolewam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj