środa, 14 czerwca 2023

Dark Tranquillity - The Gallery (1995)

 

Dwójka DT, czyli jedynka z Mikaelem Stanne na głównym wokalu, a nie tylko wokalu wspierającym wówczas Andersa Fridéna (Skydancer), który postawił na karierę w In Flames i do dzisiaj jest wierny temu wyborowi, nagrywając raz słabsze, raz rzadziej lepsze materiały. To kwestia nie tylko subiektywnej oceny, bo wartość dyskografii In Flames obiektywnie rzecz biorąc od lat wielu jest obiektem nie sporów, a jasnej oceny starych jej miłośników. :) Oddając jeszcze przy okazji sprawiedliwość rzeczonym, to tegoroczny materiał (Foregone) akurat ma dobra prasę i OK, ale no - chyba się rozumiemy. Szkoda czasu i miejsca aby się rozpisywać o In Flames, kiedy na tapecie The Gallery Dark Tranquillity, więc zamiast odjazdu w kierunku marginalnych, a na pewno nie bezpośrednio oddziałujących kontekstów, przechodzę do sedna, czyli do maksymalnie osobistych wspominek! Zanim jednak (bo jest jeszcze jedna istotna sprawa), przypominam iż ekipa odpowiedzialna za pierwsze akcje pod szyldem IF niedawno zwarła szyki, wydając jako The Halo Effect bardzo zacny materiał debiutancki i już ptaszki z północy ćwierkają, że w przygotowaniu drugi - oby równie mile odgrzewający sentymenty. The Gallery natomiast, to po prostu modelowy przykład szwedzkiego MELODYJNEGO death metalu, czyli estetyki spod znaku galopującej pracy basu, nabijania dynamiki perkusyjną żywiołowością, solówek całkiem wymyślnych, tak chwytliwych jak dla utrzymania pozorów brutalności też jadowitych riffów, wokalu jazgotliwego i ogólnie gdyby nie akcje z ekstremalnymi detalami w postaci przede wszystkim ustawicznie zmienianego tempa oraz (nie tylko ja słyszę) skandynawskiego "zczernienia" atmosfery wycieczkami do black metalowych inspiracji (Dissection), w dodatku z wątkami akustycznymi, to słuchając znakomitej części zespołów melodic death metalowych, to słucha człowiek podkręconej wersji maidenowego NWOBHM. The Gallery poza tym to może nieco mniej dopieszczone The Mind's I (1997), a taki numer tytułowy, z tymi dziewoi wokalami, to oczywiście mniej śmiała wersja Insanity's Crescendo - nie mówiąc już o Lethe, wprost zapowiadającym charakter następnego krążka. W ogóle/w sumie dwójka/jedynka to bardziej brudna trójka/dwójka, bo brzmieniem obie różnią się od siebie i myślę że akurat na korzyść The Mind's I i dlatego jak w połowie lat dziewięćdziesiątych siedziałem w göteborgskim nurcie, to znacząco częściej kręciła się ona, a dzisiaj myślę, że absolutnie powinny wówczas kręcić się równo na zmianę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj