Niekoniecznie to dobrze wróży, gdy reżyser macha film po filmie, nawet jeśli w fachu jest biegły i w swojej historii ma obrazy wręcz genialne. Guadagnino to elitarna firma, ale nie wszystko jego kopie równie zamaszyście, więc gdy w istotnie zwartym czasie puszcza do kin Challengers, Queer, a teraz After the Hunt, to waham się czy warto, bo mam obawy o jakość w stylu. Tyle z obaw, ile z nich już po kwadransie pozostało, że po tych piętnastu około minutach cała ona wyparowała i byłem wkręcony - misternie historią opowiadaną opleciony. Bowiem Po polowaniu żyje klasycznym kinem, jakie moje skojarzenia prowadzi ku filmom sprzed około 40 laty, z tajemnicą obficie na podłożu relacji opartą. Jestem skory brawami Luke nagradzać, gdyż stworzył coś bezpiecznego i intrygującego zarazem, z arcy dobrze rozwijającym się suspensem - bez zbędnych fajerwerków psychologiczne widowisko, w doskonałej oprawie aktorskiej, swoją często nadmiernie wrażliwą optyką uchwycił. Gdzie prawda w morzu kłamstw, rzeczywistości pozorów? Sztuczności na pokaz, ukrywających skrzętnie prawdę o egocentrycznych snobach intelektualistach z poczuciem wyższości i misji - straumatyzowanych w nieznanych i traumatyzujących w odkrywanych na bieżąco okolicznościach. Liczne smaczki wplótł z gracją Luka, podporządkowując się klasycznej linii narracyjnej, w której nadrzędnym jest wzbudzać niepewność w wydawaniu wyroku, osądzaniu na podstawie tak stereotypów, jak współczesnej poprawności politycznej. Tu się tropi indywidualnie, jest się sprowokowanym skutecznie do wytężonej analizy na podstawie obserwacji odsłanianych danych, które niełatwo zinterpretować celnie, bez wątpliwości. Innymi słowy miałem tu do czynienia zgodnie z środowiskowymi namiętnościami (film o uczelnianych intelektualistach), z przeniesieniem teoretyki akademickiej na grunt praktyki zdarzeń, by pozbawić suche dywagacje zarzutu o bez znaczenia paplanie humanistów jajogłowców. Skonfrontowaniem się ich z żywym organizmem prawdziwych konsekwencji - jak się okazuje pozorami tylko ku zmyłce karmionych. Aktorsko bosko - kapitalna, kontrolująca ekspozycję, pomimo zmian szczególnych twarzowo-okołotwarzowych Julia, lecz mnie tu A. Garfield aktorsko najmocniej zaimponował i jeszcze z innej beczułki nutą Trent Reznor ze wsparciem zrobił bardzo dobrze. Dialogi obfite w intelektualizm to jazda aktorska najwyższej próby, dając konkretnie kameralnie czadu, bez względu i wpływu Stuhlbarga grającego (jeju) Robina Williamsa dosłownie, bowiem robi to gość przeuroczo. Bardzo obraz klasycznie wyrazisty, mimo że obraz w ujęciu treści mglisty - tak w jednym zdaniu, bym jego złożony charakter podsumował.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz