czwartek, 25 października 2018

First Man / Pierwszy człowiek (2018) - Damien Chazelle




Pisząc, iż "usłyszałem" ten film, okazuje mój zachwyt dla wielkiej pracy jaką wykonała ekipa speców od udźwiękowienia. To w tym konkretnym przypadku żadna pozbawiona sensu gra słów, tylko poparta twardą argumentacją i uzasadnioną potrzebą konieczność uwypuklenia znaczenia dźwięku i muzyki dla najnowszej produkcji złotego dziecka amerykańskiej fabryki snów. Bowiem w ekranizacji przełomowego fragmentu życia Neila Armstronga dźwięk odgrywa kluczową rolę - dźwięk w postaci wszelkiego rodzaju odgłosów przeciążeń, jakim poddawane były ówcześnie maszyny wysyłane w przestrzeń kosmiczną. Potworne piski i zgrzyty metalu, połączeń w postaci śrub i nitów utrzymujących naprężoną ekstremalnie powłokę rakiety i lądownika w trwałej całości. Ponadto również muzyka, która nie jest nazbyt nachalna i zachowuje odpowiedni dla nieprzeszarżowanej formy balans pomiędzy orkiestrowym patosem, a kameralnym smutkiem, podkreślając intensywnie dosadne i jednocześnie subtelne emocje tłumione wewnątrz psychiki głównego bohatera i jego najbliższego otoczenia, ma niebagatelny wpływ na zwiększenie emocjonalnej atrakcyjności produkcji. Przeżyć burzliwych, lecz ukrytych przed światem zewnętrznym tak samo świadomie jak uciekanie przed tragicznymi wydarzeniami w działania w jednym ściśle określonym celu. Jest to film nie tyle o historycznych wydarzeniach, ale o radzeniu sobie z żałobą ich kluczowego bohatera. Wątek zmarłej w wieku kilku lat córki Armstronga zostaje naszkicowany zasadniczo jako tło, a jednak odbija się echem przez cały jego zakres, mając swój poruszający finał w sekwencji spaceru astronauty po powierzchni Księżyca. Nie ma wątpliwości, iż kolejny genialny film zaledwie trzydziestotrzyletniego Damiena Chazelle nie jest tylko zapisem szaleńczego, wręcz bezmyślnego pędu amerykańskiego programu kosmicznego w celu wyprzedzenia Sowietów w drodze na osnutego mrokiem satelitę Ziemi. To właściwie wielowymiarowa opowieść nie tyle o samym podboju kosmosu, a finezyjnie i jednocześnie bez użycia spektakularnych środków zrealizowana poruszająca opowieść o otaczającym nas niezbadanym uniwersum oraz rodzinnym dramacie, pozostawiającym nieusuwalny ślad w pogrążonym w bólu i zawodowej obsesji człowieku. Świetnie zagrana, imponująco wykreowana, z licznymi scenami które na lata zapadną w pamięć wszystkich tych, którzy w kinie poszukują dynamicznych przeżyć i artystycznej głębi. Z doskonale dawkowanym napięciem w formule interwałów i symbiozą pomiędzy psychologicznym wglądem w prywatne życie bohatera, a porywającymi sekwencjami walki technologii z kosmiczną otchłanią. W kinowej formie i metodzie zaskakującej, bo budzącej skojarzenia z dokumentem zrealizowanym w estetyce obrazu o grubym ziarnie. Filmu o wątłym, a nawet żadnym potencjale blockbusterowym, za to o ogromnym ładunku przeżyć i stężeniu artyzmu, stanowiących w moim przekonaniu siłę i wartość dzieła, które korzystając z tak nośnego tematu z łatwością w rękach innego twórcy sprowadzone by zostało do poziomu patetycznej laurki. W przypadku obrazu stworzonego przez Damiena Chazelle (co po raz kolejny zadziwia, lecz już nie zaskakuje), dostajemy genialnie zrealizowaną konstrukcję zarówno porywającą technicznie, warsztatowo jak i detalicznie przemyślaną pod względem wartości merytorycznej. Ten film po prostu tak jak poszczególne sceny składające się finalnie na dzieło wyjątkowe - raz wbija widza w fotel z walącym serduchem, a innym razem pozwala na głębokie przeżywanie uniesień natury uczuciowej. W żadnym momencie dzięki doskonałej aranżacji w spójną całość nie wywołując dyskomfortu powiązanego z pozornym ich wykluczającym się charakterem. Usłyszałem niby tylko film, zobaczyłem niby tylko film - poczułem coś więcej niż tylko film, za co podziękuję artyście, który już zdążył zapisać się złotymi zgłoskami w historii Hollywood, a to przecież wciąż jeszcze początek jego kariery. Przyznaje po raz trzeci, tak jak czyniłem to w przypadku Whiplash i La La Landu, iż to niesamowicie utalentowany zawodnik w szerokiej młodej stawce zmierzających po status reżyserskiej legendy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj