niedziela, 5 maja 2019

Dragged Across Concrete / Krew na betonie (2018) - S. Craig Zahler




S. Craig Zahler, czyli nowa jakość i jeszcze względnie młoda wiekowo persona w amerykańskim kinie powraca trzecim, a w zasadzie drugim swym filmem, który akurat odbija się głośniejszym echem w kinowym środowisku. Bone Tomahawk w 2015 roku nie przeszedł bez echa i chociaż jak na moje gusta, pomimo wysokiej jakości warsztatowej był trochę więcej niż tylko odrobinę zbyt nachalny, a nawet efekciarski eksponując krwawą rzeź w bezpośredniej formule, to został przeze mnie zapamiętany i z ciekawością oczekiwałem kolejnego reżyserskiego kroku w karierze Zehlera. Pierwsza istotna kwestia pisząc o Dragged Across Concrete to fakt, że ja już dawno nie widziałem Mela Gibsona w ambitnej produkcji, a właściwie jak sięgam wstecz pamięcią, to nie miałem okazji zobaczyć go w jakimkolwiek filmie od ponad lat piętnastu. Wiem że może nie grał zbyt intensywnie, ale w kilku typowych akcyjniakach się pojawiał, tyle że do tej kategorii gatunkowej podchodzę z ogromną ostrożnością i akurat nic do tytułów w rodzaju Furii, Dorwać Gringo i tym bardziej Niezniszczalnych prócz nazwiska mojego bohatera sprzed wielu laty mnie nie przekonało. Stąd też jestem cholernie zadowolony, iż Zahler wyciągnął Gibsona z aktorskiej zapaści i chociaż rola twardego policjanta jak ulał skrojona pod jego zawodowe emploi, to tutaj postać ta wymagała czegoś więcej niż tylko szablonowego podejścia i mam satysfakcję napisać, że weteran Gibson nie sięgając mimo wszystko oscarowych szczytów zagrał naprawdę przekonująco. Tym bardziej, że u jego boku kapitalnie formą błysnął Vince Vaughn, idealnie dopasowując styl interpretacyjny do wymogów narracyjnych kina Zehlera. Po drugie, a zasadniczo przede wszystkim Dragged Across Concrete, to w świecie akcyjniaków film z głębokiego marginesu stylistycznego, bowiem korzystania z klasycznej formuły zabili go i uciekł jest tu tyle, co kot napłakał, a akcja ogranicza się do postawienia decydującego akcentu na wiarygodne odzwierciedlenie brutalnej surowizny rzeczywistości mrocznego świata zbrodni. Jedyną bardziej urozmaiconą stroną wolnej i metodycznej narracji są wycyzelowane dialogi, które dodają mozolnie rozwijającej się fabule kapitalnego posmaku sadystycznego sarkazmu i cynizmu. Obok precyzyjnie skonstruowanych i wiarygodnie umotywowanych postaci oraz drobiazgowo rozpisanego i nieprzekombinowanego scenariusza, którego realizacja w sensie zbudowania wyjątkowo przygnębiającej strony wizualnej (długie sceny, paleta barw), stanowią one strategiczny walor obrazu. Filmu, który jak myślę należy odbierać jako głos inspirujący do myślenia, szczególnie właśnie w kategoriach etycznych, mimo iż żadnej nachalnej moralizatorki w nim nie uświadczmy. Obrazu jak domniemam starannie przemyślanego w fazie przedprodukcji i jak już mam pewność z intrygującym pomysłem doskonale przeniesionym na ekran. Podkreślam jednakże, iż nie jest to film dla tych, co w filmach sensacyjnych poszukują wyłącznie atrakcyjnej pod względem tempa akcji, jako że ona wyłącznie tłem dla mocnego psychologicznego dramatu i przez ten fakt zupełnie nie zawierająca w sobie nawet grama rozrywkowego potencjału. Mimo tego obraz to kompleksowo ekscytujący i podczas seansu siedzi się jak na jakiejś minie, zastanawiając się czy jakby człowiek odszedł na chwilę sprzed ekranu, to czy wtedy nie zadziałoby się akurat coś kluczowego, co akurat niekoniecznie w sensie rozwoju akcji, ale zawartego w nim symbolicznego argumentu nie wpłynęłoby na zrozumienie istoty zawartego w nim przesłania. Ot, taki to w tej ospałej narracji przemycony został myk przebiegły. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj