wtorek, 2 lipca 2019

Casualties of War / Ofiary wojny (1989) - Brian De Palma




Tak z perspektywy więcej niż chwili od momentu, kiedy po wielu latach na nowo seans z Casualties of War odbyłem, zadaje sobie pewnie bez większego dla aktywowanych emocji znaczenia pytanie. Czy to była swego rodzaju odpowiedź De Palmy na genialny Pluton Olivera Stone'a? Jest bowiem w niewątpliwie równie poruszających Ofiarach wojny sporo podobieństw, zaczynając od uniwersalnego dla sytuacji umieszczenia w centrum narracyjnym młodego mało świadomego chłopaka, rzuconego w sam środek wojennego koszmaru, po czysto antywojenną wymowę dzieła. Film zaczyna się bez zbędnych rozbudowanych wstępów i legendy na prędko postaciom skleconej, od sceny, która z miejsca przenosi nas do czasu i miejsca właściwej akcji. Ujęcia kamery właściwie są takie jakich można się od zawsze po stylu De Palmy spodziewać - pomimo to charakterystycznych dla ręki reżysera ekspozycji postaci jest mniej, bo może konwencja wymagała większej ostrożności w wykorzystywaniu tychże podręcznikowych pomysłów. I chociaż poza samą treścią z miejsca uderzającą w wrażliwość, to zdjęcia wraz z muzyką Ennio Morricone stanowią największy atut obrazu De Palmy, to wstydem byłoby niezauważenie jednorazowo względnie skutecznej próby zrzucenia z siebie przez Michaela J. Foxa łatki aktora jednej kultowej dla kina rozrywkowego roli oraz niedostrzeżenie potencjału jaki tkwił już wtedy w zaledwie dwudziestodziewięcioletnim Pennie, jak i wreszcie niewychwalenie niestety jak się okazuje niespełnionego w wielkim i ambitnym kinie Dona Harvey’a. Dobre aktorstwo i poruszająca historia opowiedziana z wyczuciem materii i szacunkiem dla formy, która naturalnej dla kina głębokich emocji egzaltacji nie sprowadziła do tandetnej manieryczności, mimo że momentami balansowała na granicy prześladujących mnie wątpliwości. Finalnie jednak w moim subiektywnym odczuciu jej nie przekroczyła, a ukazała autentycznie potworną wojenną rzeczywistość, z zatraceniem człowieczeństwa wyeksponowanym w pierwszym rzędzie, zarówno w mikro skali jednej żołnierskiej drużyny jak i skali makro, w znaczeniu zdyscyplinowanego zamiatania pod dywan okrucieństw przez dowództwo. Młodzi, kompletnie niedojrzali żołnierze w obliczu permanentnego stresu, napięcia i strachu przed śmiercią, w przekonaniu, że przetrwać mogą wyłącznie bardziej zdeterminowani (więc my was zabijemy, albo wy nas życia pozbawicie), z wdrukowaną teoretycznie i potwierdzoną w praktyce codziennego obcowania z zajadłością, bezkarnością w obliczu prawa i nienawiścią do wroga, odbierającą mu atrybuty istoty czującej. W wymiarze pragmatycznym czyste barbarzyństwo, w sensie obłędu wojennej pożogi i całkowitej kapitulacji wartości, na rzecz moralnego upadku. Instynkty w roli głównej, siła przemocy i argument siły. Niska świadomość podłego czynu i usprawiedliwiająca rola okoliczności. Ale jednocześnie i nadzieja w totalnym zdziczeniu zwykłych ludzi funkcjonujących przez moment w niezwykłych uwarunkowaniach, niczym głos prawdziwej odwagi z ciała o jeszcze nieprzetrąconym kręgosłupie moralnym. Skądinąd też w poruszającym scenariuszu opartym na autentycznych relacjach świadków jedna fundamentalna i niepodważalna prawda – w konfliktach zbrojnych nie ma zwycięzców i przegranych, są wyłącznie ich ofiary. Ofiary wojny. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj