Dużo
się śmiałem w sobie, raczej nie na zewnątrz, choć bywało że
śmiechłem raz może dwa tak bardziej publicznie do rozpuku. Wypadało i się
dało, bo raz te zapowiedzi promocyjne (the funniest film of the year), a dwa rzeczywistość i
komedia inteligentna z odjazdowymi postaciami. Bardzo nieoczywista, z
dynamiką i świetnymi tekstami w oprawie bardzo porządnej
realizacji. Oryginalnym pomysłem czerpiącym pełnymi garściami
formalnie tak z surrealizmu i groteski, jak i nawiązując do głębszych, mimo że
podanych na wariata fajnie rozkminionych nieco kontrowersyjnych dla
smaczku treści. Dużo dobrej zabawy, całkiem spora ilość
materiału do przemyśleń oraz niezłe talenty komediowe (prócz
Dakoty), najlepsza przegięta z rozmachem scena walki od lat
(slapstick się kłania) i bogata pikantna ekspozycja przyrodzenia Pana
zawodowego komika - jak wspomniałem doskonale dopełniającego się
w rywalizacji z Panem aktorem-reżyserem. Jeśli miałbym chęć na
udaną odjechaną komedię z uczciwym wkładem analizy współczesnych "uniezależniających" relacji, a przy okazji potrzebę ucieczki od tu i teraz, jednocześnie
nie odpływając nader daleko poza realia, to właśnie takie
kręcenie byłoby u mnie bardzo mile witane. Gdy byłem sobie na
Skomplikowanych w kinie, pamiętam że takiej wycieczki tak
niezobowiązującej, jak zarazem nie głupiej potrzebowałem, więc
thx Panie Covino.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz