wtorek, 8 września 2020

The Pineapple Thief - Versions of the Truth (2020)

 


Funkcjonują opinie (i ja się z nimi generalnie zgadzam), że wraz z dołączeniem do składu The Pineapple Thief fenomenalnego Gavina Harrisona, zarówno popularność Anglików zdecydowanie wzrosła, jak i co ważniejsze jakość prezentowanych kompozycji diametralnie się polepszyła. Trudno mi się tak samo z pierwszą jak i z drugą tezą nie zgodzić, kiedy sam na poważnie nazwą ekipy z hrabstwa Somerset zainteresowałem się dopiero, gdy uświadomiłem sobie gdzie Harrison bębni, kiedy Porcupine Tree ze sceny zejść postanowili. Jednak z tą diametralną zmianą nieco przesadziłem, gdyż ojciec założyciel w osobie Bruce'a Soorda oraz jego starzy kumple swoje też potrafili i jak słychać obecnie doskonale zagrać potrafią. Mówi się też (a to świeże przekonanie), że dwa poprzednie krążki na których własne więcej niż trzy grosze genialny pałker dołożył, to było dopiero oswajanie się Mistrza z nową sytuacją i nowym angażem, a dopiero wraz z premierą Versions of the Truth wszystko na linii sekcja rytmiczna, pozostali instrumentaliści i wokalista gra jak należy. Podejrzewam jednak, iż powyższe przekonanie bardziej nawiązuję do większego zaangażowania w prace kompozytorsko-aranżerskie Harrisona, bowiem nie ma mowy bym mógł czepić się chemii na Your Wilderness czy Dissolution. Dwa wielkie albumy w tym znakomitym składzie już spłodzili, a teraz do dubletu dokładają trzecie złoto, bowiem najnowszy long podobnie jak dwa powyżej wspomniane od pierwszych odsłuchów zniewoliły mnie totalnie, a gra bębniarza wręcz wodzi mnie za nos w absolutnym hipnotycznym uniesieniu. Jaki ten gość ma fantastyczny talent do budowania perkusyjnych form opartych na subtelnej zabawie połamaną rytmiką, która gustownie, bez najmniejszej spiny skleja poszczególne fragmenty niezwykle spójnych progresywnie piosenkowych form dźwiękowych. To nieprawdopodobna przyjemność poddać się płynnym przejściom i wręcz z poetycką czułością i perfekcyjną dokładnością akcentowanych detali. Nie ma oczywiście mowy by dostrzec jedną fałszywą nutkę, by zauważyć nawet niewielkie zawahanie lub zarejestrować aranżerską wpadkę. To bezdyskusyjna stylistyczna doskonałość, brzmieniowe cudeńko i kolejny powód by do nieposzlakowanej warsztatowo opinii dodać okolicznościowy zestaw entuzjastycznych komplementów. Versions of the Truth tak jak zespół tego chciał poznawałem śledząc premiery kolejnych czterech singli, przekonując się systematycznie od twierdzenia, że będzie imponująco, do że jest imponująco - kiedy już całość zagrała. Uwag brak, jest tylko bezgraniczne uznanie dla warsztatowego mistrzostwa i muzycznej wrażliwości, które dzięki czterem Brytyjczykom zamieszkały na Versions of the Truth.

P.S. Ani słowa powyżej o warstwie lirycznej, ale to nie znaczy iż słowa tutaj drugorzędne. Pasjonaci literackiej strony działań TPT na pewno ciekawiej o nich napiszą, a poza tym ja mam pewne ograniczenia i blog je wymusza, więc wybaczcie. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj