środa, 16 grudnia 2020

Sole (2019) - Carlo Sironi

 

No nic się pozornie nie dzieje – temat ciekawy snuje się przez sto minut, jednak z żelazną konsekwencją ubrany w skromne środki stylistyczne. Momentami widzimy jakieś próby wizualnego posiłkowania się quasi artyzmem (ujęcie okienne z morzem w tle), ale wszystko jednak podporządkowane zostaje kluczowej zwartej filmowej formule (inaczej idei o zerowej niemal atrakcyjności), determinującej ograniczony do nielicznej widowni los obrazu. Obserwujemy powściągliwe relacje introwertycznych smarkaczy, takich wyrzutków po przejściach, którzy życie wiodą na marginesie i radzą sobie jak tylko potrafią z tym co trudny los im zgotował. Ona emigrantka z Polski, w ciąży zaawansowanej, z planem którego sprężyną dziecko wystawione na sprzedaż. On zaś makaroniarski cwaniak, w dresie, więc niczym nie różniący się od naszej młodocianej szlachty, która nie pracuje. Typ bez mimiki (znam takiego jednego w rzeczywistości), którego zbieg okoliczności i okazja do zarobienia kasy, z tą handlową sytuacją powiązały. Snują się oni, snuje się fabuła, ale można sporo w tej względnej ciszy, milczeniu tylko z dialogami skąpymi wyczytać (jeśli zna się życie nie tylko pod kloszem). Można dać się wciągnąć w przygnębiający klimat i wiele między wierszami o dzieciakach z trudnych środowisk wyczytać, ale można też uznać, iż niby to kino ambitne, świadomie rezygnujące z dekoracyjnych szczegółów, ale w zamian dające wyłącznie nudę. Można tak wprost uznać, że właściwie temat odarty z odnośników, komentarzy, lecz prawda psychologiczna o bohaterach z autentyzmem celnie obnażona, ale można też stwierdzić, że wewnętrzny puls za słaby, aby dramatyzm tej historii w miarę atrakcyjnie widzowi sprzedać. Można sobie wybrać co się myśli. Nikt nikogo tutaj do jednej z opcji nie przymusza, bo film to w tym sensie neutralny. Choć finał nie pozostawiający człowieka obojętnym! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj