środa, 13 sierpnia 2025

Crippled Black Phoenix - White Light Generator (2014)

 

Gdyby nie poszarzałe i bardziej szorstkie riffy, to White Light Generator można by wprost uznać za w stu procentach inspirowany młodszymi albumami z Pink Floyd dyskografii - taki jest w nim odczuwalny kierunek na rozwijanie atmosfery i podążanie ku punktom kulminacyjnym, czyli progresywny sznyt. Posiad ten sznyt charakter floydowy, lecz jest raczej metalowy niżli rockowy, mimo że mega daleko WLG do brutalności skojarzonego z nim gatunku. Może to jakaś sugestia która zagnieździła się w moim łbie i podpowiada scenę z jakiej pochodzi Greaves - może tak być poniekąd. Poniekąd być tak jednak tym samym nie może, bowiem jak wbija coś bardziej w rytmice kroczącego i mniej rozmytego, a w dodatku towarzyszy tej wyrazistości epicko-hymniczny mrok, to rzeczywistość jasno daje znać, że czuć to co czuje i wypisuje powinno być usprawiedliwione. Krótko! Potrafią grający z Greavesem muzycy dołożyć do pieca, rąbnąć stanowczo (na przykład w Black Light Generator), ale i kreślić pejzaże jak na starcie krążka między innymi. To co łączy poszczególne wymiary wtłoczone w WLG, to stała muzyczna melancholia, zdołowana mimo wszystko na poziomie średnim niżby wysokim oraz lokowanie się w obszarze kompozycyjnej przejrzystości, gdyż nawet jeśli siódemka w dyskografii CBP uderza w tony artyzmu, to zbudowana jest z łatwo przemawiający do mniej arcy ambitnego rockowca/metalowca. Nie ma zatem w muzyce ekipy Greavesa czegoś wyjątkowego, ani w strukturach utworów, a ni też samych numerach, jakie brzmią najzwyczajniej dość na swój quasi floydowy sposób chwytliwie - szczególnie gdy wokalnie kierownik tego zamieszania stara się chyba poudawać lekko Watersa. Tego czego mi brakuje aby ten i jeszcze nie tylko ten krążek byłego pałkera Electric Wizard zawiera się w nazbyt monotonnej jednak prostocie aranży, ich schematyczności, bez względu że przecież melodie i riffy potrafią mnie schwytać w sieć i gdzieś nie na siłę jednak oczarować. Sporo mógłby ten band u mnie ugrać, gdyby nie to co powyżej i tendencja do przeładowywania ilością samej muzyki, bo ponad siedemdziesiąt minut, jak w przypadku rzeczonej, to wymiar nazbyt obfity by go dźwigać tak, by mieć ochotę płytę zapętlać.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj