Odcinkowa niemal, a formalnie długometrażowa (dosłownie - ponad trzy godziny) forma w rozdziałach. Te części jako osobiste perspektywy ludzkie, zaangażowanych w układ szeroko rodzinny postaci. Rozmiary jak na „symfonię” gigantyczne naturalnie, ale temat tak gruby i obszerny w detale i poszlaki, że czas konkretny po brzegi wypełniony. Dramat społeczny, bez pędu ku artyzmowi, w sposób surowy rozbudowany (tak tak, Haneke być może by się nie powstydził) - wnioski potwornie z niego do wydestylowania przygnębiające. Mnóstwo życia zwykłego i tym samym skomplikowanego w samym sobie, naznaczonego traumami przeszłości i teraźniejszości, w sensie starości wyzwaniami. Rozmów trudnych (najmocniejsze sceny), lecz koniecznych, a im ludzi więcej dokoła, tym przecież jak uczy praktyka, obciążający ponad możliwości ciężar odpowiedzialności za znalezienie kompromisów i smak goryczy z porażek bardziej przytłaczające. Ludzkie obsesje, frustracje, doły, izolacje radykalne. Ludzie pod pancerzami słabi i zagubieni - zmieniający się przez doświadczenia w pozbawione empatii woskowe ciała, jakim okazać czułość w stosunku do najbliższych jest nie do pokonania twardego oporu, ekstremalnie trudno. To straszne ale i zrozumiałe (przetrwać przecież trzeba, obudowując się zbroją), że nic nie czujemy w stosunku do osób jakie stanowiły o fundamencie naszego dalszego życia. Zapewne wydrenowanym może łatwiej nieść swój pieprzony krzyż? Wiemy to, rozumiemy! Potwornie zimne trzy godziny wyszarpane z mojego życia! Tym bardziej intensywne im bardziej w tej historii odnajduje się fragmenty własnej przeszłości czy teraźniejszości. Poza tym bez miejsca by skumulować to całe cierpienie i bez siły by je unieść nie podchodzić! Ostrzegam! Nie ważyć się! Chyba że Ty to skóra, kości, tłuszcz - nic więcej.
P.S. Film okrutny, dla wrażliwej duszy być może ponad siły, ale też ze sceną jedną wyłącznie. Sceną makabrycznego poczucia punkowego humoru. Może od czapy, a może i nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz