sobota, 4 lipca 2015

Million Dollar Baby / Za wszelką cenę (2004) - Clint Eastwood




Maggie z plebsu pochodzi, jej szanse edukacyjne z tego względu mocno były ograniczone, więc zamiast z dyplomem renomowanej uczelni w korporacji po szczeblach kariery się wspinać, ona w podrzędnym barze posiłki donosi. Prosta to dziewucha, prozą ciężkiego życia zahartowana, lecz ducha nie tracąca. Ma ona plan i zrządzeniem losu znajduje człowieka, którego doświadczenie i umiejętności zrealizować go pozwolą. Z nim w tandemie działając osiągają szczyty i kiedy ta bajka wyśniona się ziszcza tragedia nieoczekiwanie nadchodzi. Determinacja, ośla upartość dziewuchy, serducho do walki i jaja ogromne, to jak się okazuje mało w konfrontacji z przewrotnym losem. On pokory uczy i niestety lekcje okrutną daje. Cena jaką Maggie płaci wysoka, a opowieść o amerykańskim marzeniu happy endu tym razem zostaje pozbawiona. Serwuje Eastwood kolejny reżyserski majstersztyk, jak zdążył przez lata przyzwyczaić w pełni dojrzały i z nader wartościowym przesłaniem. Z autentycznymi emocjami, z krwi i kości bohaterami oraz wybornymi kreacjami dwóch emerytowanych hollywoodzkich ikon. Samego mistrza Eastwooda z klasyczną dla niego pozą, taką twarzą twardziela, na zewnątrz mocno zgorzkniałego a pod tą warstwą ochronno-izolacyjną człowieka z wrażliwym wnętrzem. Oraz równie ikoniczną manierą aktorską Morgana Freemana, który gdzieś na marginesie tka postać o sercu na dłoni i pokorze głębokiej jak i jednocześnie w osobie narratora funkcjonuje. Obok nich jednak prawdziwy koncert umiejętności Hilary Swank daje, w kreacji olśniewającej autentycznością gestów i mimiki oraz realizmem emocji. Aktorski to majstersztyk, a dobór w castingu dokonany strzałem w przysłowiową dziesiątkę. I pewnie mógłbym dłużej, szerzej i intensywniej swój zachwyt tym obrazem manifestować, pozbawić ten tekst wszelkiej krytyki gdyby do głosu moja malkontencka natura nie doszła. Ona podpowiada mi, że jedną wadę w całościowo wybornym efekcie trzeba twórcą wytknąć. Nią nie do końca przekonujące sceny walki, takie nieco anemiczne i po oczach brakiem naturalności bijące. Szczęśliwie techniczne niedoskonałości na margines spycha doskonała formuła przekazania filozofii jaka pięściarstwu towarzyszy. Boks to nie toporne mordobicie pod remizą praktykowane - to sport widowiskowy i w założeniach sztuka szlachetną osobowość w trudzie wykuwająca. Bo oto walczysz człowieku w bólu i ryzykujesz wszystko dla marzenia, które liczy się tylko dla ciebie - czasem je wygrywasz by po chwili często życie przegrać. Koszty poniesione vs. zyski wypracowane, finalnie bilans ujemny a może dodatni? Czy w życiu idzie o te chwile uniesienia, emocje i uczucia bezcenne, czy one spełnienie przynosząc warte są swojej ceny? Pytań ważkich multum i wśród nich jeszcze jedno niezwykle istotne, w formie rozbudowanej Eastwood zadaje. Czy prawo do godnej śmierci na własnych zasadach nam się należy i czy możemy wymagać by inni brali na siebie ciężar pomocy w naszym odejściu? Cierpieć pokornie, czy pożegnać się z względnie podniesioną głową, na scenie pozwolić tkwić bliskim w bólu dla zasady, czy złamać prawo i ze świadomością odpowiedzialności dopomóc im z niej zejść. Poruszający film, głęboko w świadomość zapadający - bezwzględnie obowiązkowa lekcja człowieczeństwa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj