środa, 16 maja 2018

Mujeres al borde de un ataque de nervios / Kobiety na skraju załamania nerwowego (1988) - Pedro Almodóvar




Barwne kolaże, w tle makiety, wysunięta na czoło patetyczna muzyka, sporo egzaltacji i tona groteski w hiszpańskim kinie końca lat 80-tych, czyli na ekranie kultowy Almodóvar z pierwszej fazy kariery. Obejrzałem, na swój sposób korzystając z niewielkiej wiedzy w przedmiocie dorobku artysty przeanalizowałem i nie kryjąc akurat w tym przypadku ogólnego braku mojego zrozumienia dla tego rodzaju sztuki dla sztuki, oznajmiam co następuje. Może nie straciłem półtorej godziny z środowego popołudnia całkowicie bez sensu, ale też nie chwytając w lot tego rodzaju estetyki, nie spędziłem tych dziewięćdziesięciu minut na tyle efektywnie, by podskakiwać z ekscytacji. Zwyczajnie zaspokoiłem ciekawość sprawdzając i przekonując się z autopsji czym się krytyka tak podnieca, a co jak się okazuje w mojej akurat laika percepcji jest li tylko profilowaną na ambitnie artystyczne arcydzieło wydmuszką - z gigantycznym nadęciem i totalnie przerysowanym scenariuszem. Tak jak dotychczas poznane Porozmawiaj z nią, Skóra w której żyję i Julieta miały w sobie coś, co potrafiło wynieść powyższe ponad w treści telenowelową banalność. Tak świrowanie kobiet na skraju załamania nerwowego (zakładam, że to komedia) jest dla mnie irytująco sztuczną, potwornie absurdalną, wyłącznie ciekawą kolorystycznie i scenograficznie, lecz bezdyskusyjnie nie śmieszącą mnie pierdołą. Nie krytykuje, po prostu absolutnie nie kminię takiej farsy, zadając sobie generalnie pytanie – czego ja się z niej właściwie o kobietach dowiedziałem, co ona mi zasadniczo dała?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj