sobota, 19 maja 2018

Tully (2018) - Jason Reitman




Tully, znaczy ratunek? Ratunek przed rutyną, znojem, stresem, depresją, frustracją i złością? Ratunek, który przewrotnie zaburzenie psychiczne sprezentowało? Taki twist Reitman zaproponował, który akurat w jego autorskim kinie nieco mnie zaskoczył, bo jakoś nie przypominam sobie, aby do tej pory posiłkował się tego rodzaju oklepanymi chwytami. Nie mam jednak pretensji, bowiem żadne to puste działanie o charakterze kiczowato ozdobionej wydmuszki, tylko przemyślane narzędzie, by odczarować załamanie nerwowe, pokazując je w błyskotliwej odsłonie. Kapitalny montaż (etiuda z przewijaniem w roli głównej), spójna z koncepcją muzyka, kipiący życiowym autentyzmem scenariusz (osobne brawa dla Diablo Cody) i nadrzędna, godna nagród filmowych rola kierownika tego zamieszania, czyli Jasona Reitmana, który po raz wtóry już udowadnia, iż ma niewiarygodną smykałkę do opowieści o zwyczajności, prezentowanej w niezwyczajny sposób – po prostu pięknie, gdyż pozytywnie, ciepło i co najważniejsze bez odrobiny patosu czy banału. Wyborna Charlize Theron warsztatowo na tak wysokim poziomie, jak w poprzedniej roli w filmie Reitmana (Kobieta na skraju dojrzałości), ale w kreacji o zupełnie innym charakterze. Z ogromnym poświęceniem fizycznym dla roli, co wszyscy zauważą i nie będzie to akurat niespodzianka dla tych wszystkich "z tych wszystkich”, którzy doskonale Monster pamiętają. :) I żeby nie było nieporozumień, że to film tylko dla kobiet, bo przecież rozterki dojrzałej kobiety (matki, żony) są tutaj bazowym tematem. Reitman stworzył poważną i tryskającą jednocześnie sarkastycznym humorem obyczajową perełkę, bez względu na płeć wartą poznania, bowiem życie i specyfika jest tutaj tylko pretekstem do konstruowania uniwersalnych wniosków. Czy końcem świata jest pełne rodzinnych obowiązków, pozbawione ekscytacji, poukładane, schematyczne życie, w udanym związku przepełnionym ciepłem i wyrozumiałością? Takie pytanie zdaje się zadawać, niezwykle przenikliwie i mądrze temat zgłębiając, aż po seansie miałem ochotę wstać i klaskać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj