wtorek, 11 grudnia 2018

Sweet Country / Słodki kraj (2017) - Warwick Thornton




Rdzenni mieszkańcy Australii i osadnicy, relacje białego człowieka z aborygenami i skrajnie różne postawy przybyszów wobec autochtonów. Niewolnicze traktowanie, ustawiczna przemoc, ale i jako promyk nadziei biblijna równość wszelkiego stworzenia wobec Pana. W treści właściwej, w rozwinięciu fabuły zabójstwo w obronie własnej, pościg i wreszcie zaskakująco sprawiedliwy proces z niestety tragicznym finałem. W międzyczasie w formalnej konstrukcji dramatu świadomy chronologiczny bałagan i akcja, a właściwie brak większej akcji przeplatane ujęciami, które tego chaosu zbytnio w świadomości widza nie pomagają uporządkować. Przede wszystkim jednak mozolne tempo, skupienie się na budowaniu klimatu w miejsce dynamiki oraz wykorzystanie właściwości i okoliczności przyrody. Jest potwornie duszno, morderczy skwar leje się z nieba, wszędzie suchy piach i wzbijający go wiatr, a wszystko co w sensie historii przez reżysera opowiadane podszyte ogromnym niepokojem i przygnębiający smutkiem. W sumie to całkiem sprawnie przygotowany i co najistotniejsze mądry obraz, nawiązujący charakterem do ambitnego dramatu oraz formalnie do atrakcyjnego wizualnie klasycznego westernu. Lecz jednocześnie trudny do oceny, bo w nim tempo dostosowane wyłącznie do kontemplacji wartościowej treści i wytrawnych ujęć surowej przyrody, więc może być uznany tak samo za niezwykle sugestywny jak i arcynudny. Kwestia to bardzo osobista.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj