poniedziałek, 17 grudnia 2018

Wildlife / Kraina wielkiego nieba (2018) - Paul Dano




Kiedy napisy końcowe przez ekran jeszcze przebiegały, ja już więcej niż zarys tego tekstu w głowie magazynowałem i jak tylko okoliczności pozwoliły płynnie przelałem myśli na klawiaturę. W nich, jak za chwilę będzie się przekonać można przesyt użycia słowa emocje w różnych formach odmienianego, lecz jak tu w co drugim zdaniu w refleksję jego znaczenia nie wplatać, kiedy ono kluczem w reżyserskiej interpretacji Paula Dano. To sytuacja zaiste dość wyjątkowa, gdy świetny aktor (nadal jeszcze młodego pokolenia) w pierwszym swoim autorskim projekcie dostarcza tak autentyczny i przekonujący materiał fabularny, o tak wysokim, a zarazem subtelnym stężeniu pierwiastka emocjonalnego. Faktem że niepozbawiony on całkowicie niedoskonałości, ale one ogromnymi pokładami wrażliwości i wnikliwością psychologiczną rekompensowane, stąd nie mam jakichkolwiek obiekcji aby je przemilczeć, a film opisać w samych superlatywach, skupiając się niemal wyłącznie na emocjonalnym aspekcie. Obraz to mym zdaniem adresowany wyłącznie do dorosłego i warunek konieczny dojrzałego widza, który już z pokorą życiowego doświadczenia i bagażem przeżyć osobistych będzie mógł właściwie i w pełni odkrywać jego intymny charakter i bogactwo zawartych w nim niuansów. Obraz pastelowy wizualnie i równie stonowany emocjonalnie, tylko w kilku zaledwie fragmentach jaskrawymi barwami uczuć podkreślony - dzięki czemu kontrast ten dodaje mu odpowiedniej sugestywności, wyrazistości i tak potrzebnej w przypadku dramatów nieforsowanych interwałowej mocy. Wnikliwy portret relacji rodzinnych zostaje widzowi w kameralnym ujęciu podany, a w nim zasadnicza rola kilkunastoletniego dzieciaka, którego właśnie oczami na te wydarzenia patrzymy i który staje się probierzem emocjonalności, jak i co zaskakiwać może przede wszystkim dojrzałości w sytuacjach kryzysu relacji. Czternastolatka zupełnie niestereotypowego, bo odpowiedzialnego i niezwykle jak na swój wiek rozsądnego – ale wciąż przecież będącego tylko dzieckiem w konfrontacji z tak krytyczną emocjonalną zawieruchą. Rola Eda Oxenboulda bezdyskusyjnie fantastyczna i obok duetu Mulligan/Gyllenhall stanowiąca jeden z fundamentalnych walorów dzieła, stąd mój ogromny szacunek dla reżyserskiego debiutanta za takie warsztatowo profesjonalne poprowadzenie aktorów, względnie wyłącznie kompetentne ich zainspirowanie. W sumie to przed seansem przybliżając sobie tematykę i rys fabularny, spodziewałem się po Wildlife czegoś po linii The Revolutionary Road i właściwie moje przypuszczenia okazały się trafne. Jednak oprócz oczywiście zupełnie innej perspektywy spojrzenia na małżeńskie uwikłanie i dorosłych zagubienie we frustracji oraz niespełnieniu, praca Paula Dano posiada własną autorską charakterystykę wykonawczą i cieszy mnie, iż uniknął on tym ścigania się z Samem Mendesem, dorównując jednak jego mistrzowskiej produkcji na własnych warunkach. Filmując z tak konieczną wrażliwością rozpadającą się z przyczyn nie wyłącznie ekonomicznych rodzinę, stworzył prawdziwy koncert gry na dyskretnych emocjach w silnie skondensowanej formule kameralnego dramatu i pozostawił we mnie trwały ślad, niczym finałowa, niezwykle wymowna scena rodzinnej fotografii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj