piątek, 6 września 2019

Chinatown (1974) - Roman Polański




Do tego momentu w kinie Polańskiego nie było typowo amerykańskiego rozmachu, a jak już poniekąd wielki rodak ostrożnie sięgał po spektakularną amerykańszczyznę, to nadal czuć było że on synem europejskiej ziemi, w szkole kina europejskiego wykształconym. Chinatown można uznać za przełom produkcyjny i sporo z tego co dostrzegamy w scenariuszu i formule wizualnej jednoznacznie nawiązuje do hollywoodzkiego rozumienia istoty kina. Ale hola, żeby nie było nieporozumień - iż nie ma tutaj niczego z tego, co do tej pory charakteryzowało twórczość Polańskiego, bo gdybym to próbował dowodzić to kompromitację kompletną bym sobie zafundował. :) Pomysł narracyjny, eksponowanie postaci i wizualny koncept idzie zgrabnie zarówno tropem autorskim jak i sięga finezyjnie do klasycznych rozwiązań z amerykańskich produkcji opartych przykładowo na prozie Raymonda Chandlera. Podobnym schematem snucia intrygi z centralną postacią, za którą podąża kamera skonstruowano późniejszego Frantica, Autora Widmo, Dziewiąte wrota, a nawet ostatnio nie do końca przyjętą z entuzjazmem Prawdziwą historię. Chociaż one osadzone w innych okolicznościach, bez bohatera jako typowego zawodowca w akcji - odkrywającego i rozwiązującego z łatwością zbrodnicze intrygi, Chinatown to klasyczne śledztwo w estetyce Noire - inaczej dedukcyjne dochodzenie z mnóstwem istotnych detali, na których widz musi skupić uwagę i nie tracić koncentracji do końca. Jack Nicholson jak mało kto akurat nadawał się do roli prywatnego detektywa, wolnego strzelca w branży kryminalnej. Ubranego w cyniczny dowcip i stroniącego od ludzi – za którego typem osobowości i rodzajem zachowania kryje się tajemnica powiązana z symptomatycznym rozczarowaniem. Chyba jednak nieco się przekomarzam, sam pod wątpliwość poddając pierwsze tezy z tekstu – te dokładnie dotyczące zamerykanizowania stylu przez Polańskiego. Bo Chinatown to przecież klasyczny Noire podciągnięty pod niezwykle inteligentny, pokrętny i sypiący nietuzinkowymi rozwiązaniami formalnymi i scenariuszową śmiałością styl autorski. Wyrafinowane kino retro, z tak charakterystycznym dla mistrza sposobem narracji, w którym zaledwie po kilkunastu minutach projekcji widać, kogo to robota, bez konieczności wcześniejszego spoglądania na napisy początkowe. Gorzki w obyciu i zbudowany z niekoloryzowanych prawd, ponadto z przenikliwym psychologicznym autentyzmem i z finałem wbrew kanonom pozbawionym happy endu. Pozostającym na długo w pamięci – wrośniętym już na stałe w historię kina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj