piątek, 20 września 2019

Słodki koniec dnia (2019) - Jacek Borcuch




Zasłużył Jacek Borcuch na poklepanie z uznaniem po plecach, bowiem zaczynając od tego co oczy karmi, to w pierwszym rzędzie te włoskie lokacje zostały uroczo zaaranżowane, nie będąc tylko kulawym naśladownictwem sposobu w jaki kino południowoeuropejskie potrafi klimatem czarować, a zdają się być całkiem rzetelnym i autentycznym odzwierciedleniem atmosfery nadmorskich sennych okolic, muśniętym nieco polską mentalnością w sposobie obserwacji rzeczywistości. Ponadto gra aktorska międzynarodowej obsady robi wrażenie naturalnością, bowiem w niej nic na siłę, żadnego przerysowania czy przestylizowania i nawet Krystyna Janda, która zawsze posiadała specyficzną, nazbyt ofensywną manierę, nie jest może jej całkowicie tutaj pozbawiona, ale i nie koncentruje niebezpiecznie na sobie uwagi irytującym mnie często w jej grze nerwowym podekscytowaniem. :) Problemem jest za to kwestia ogólna, sprowadzona do faktu, że jest to film bardzo dobrze zagrany, sprawnie dramatycznie rozpisany i z ważkim, subtelnie rozbudowanym na tło i pierwszy plan tematem przewodnim, ale zasadniczo to niczym szczególnym się nie wyróżniający. Bardzo dobre, bowiem wyważone, zdyscyplinowane, zrobione ze smakiem kino z ciekawą alegoryczną puentą i w estetyce kojarzonej z ambitnymi projektami z przełomu wieków, bez szans jednak na coś więcej niż tylko uznanie wytrawnej publiczności. Na nagrody większe oprócz tej indywidualnej z Sundance dla Jandy chyba nie ma co ekipa odpowiedzialna za efekt liczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj