czwartek, 5 września 2019

Stockholm / Sztokholm (2018) - Robert Budreau




W sumie to jak widać nie tak łatwo jest nakręcić pasjonujący film oparty na prawdziwej historii, nawet jeżeli ona w sporym stopniu na tacy podanym samograjem, z autentycznym napięciem i wzbudzającymi zainteresowanie bohaterami. W tym wypadku Robert Budreau zatrzymał się w pół drogi do pełnego sukcesu (trochę się droczę ;)) i podobnie w sensie formy w połowie pomiędzy lekką sensacyjną rozrywką, a całkiem ambitnym dramatem psychologicznym. Z przewagą jednak nieźle wystylizowanej akcji, a nawet przez wzgląd na absurdalność sytuacji akcentów humorystycznych. Na ekranie rozgrywa się niepozbawiona uroku gra o poważnym kalibrze konsekwencji, pomiędzy ambicjonalnymi stróżami prawa z jednej strony i chaotycznie improwizującymi rabusiami z drugiej, a głównym wątkiem, który wówczas zwrócił uwagę specjalistów z zakresu psychologii na akurat ten konkretny napad na bank, był fakt że pomiędzy zakładnikami, a napastnikami zrodziła się empatyczna więź, która w późniejszym czasie została w naukowej terminologii określona syndromem sztokholmskim. Postaci w tym dość lajtowym komedio-dramacie nie są czarno białe i nieźle też mieszają się tutaj ich rolę i motywacje, a głównym atutem okazuje się dobre aktorstwo przede wszystkim doskonałej Noomi Rapace i partnerujących jej Ethana Hawke'a i Marka Stronga. Mimo jednak sporego potencjału, ta „absurdalna historia oparta na faktach” jest w tym ujęciu tylko poprawnie zrealizowanym kinem, bez błysku i potrzebnej znaczącej charyzmy, aby po zakończeniu seansu odczuwać coś więcej niż tylko satysfakcję, że zawsze można było te półtorej godziny spędzić mniej przyjemnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj