niedziela, 15 listopada 2020

Mar adentro / W stronę morza (2004) - Alejandro Amenábar

 


Pierwszy raz W stronę morza obejrzałem, w tym krótkim przedziale czasowym, pomiędzy nawrotem (po wielu latach niemal zupełnego zaniedbania) osobistej filmowej pasji, a startem z przypadku kronikarskiego archiwizowania przeżyć jakie ona na powrót zaczęła mi dostarczać. Teraz po niemal dekadzie drugi seans utwierdził mnie tylko w przekonaniu, że dzieło to z półki wybitnych, choć nakręcone prostymi metodami, bez jakiejkolwiek pomocy bardziej spektakularnych, czy nawet li tylko artystycznie finezyjnych środków. Obraz skromny, a jednocześnie głęboko emocjonalny, tak wzruszająco pięknie opowiadający o wielkiej osobistej tragedii bohatera, na ile tylko dramatyzm opartej na autentycznych wydarzeniach sytuacji pozwalał. Obraz powściągliwy, lecz jednocześnie nadzwyczaj wymowny, bez silenia się na posiłkowanie z miejsca rozpoznawalnym szantażem emocjonalnym. Dostarczający newralgicznych dla formuły naturalnych fal z morza poruszeń, rozbijających się z łoskotem o skały rzeczywistej tragedii. Liryczna opowieść, w której nostalgiczny charakter przenika się z prowadzonym subtelnie filozoficznym wątkiem przyspieszonej śmierci na życzenie. Bez aroganckiej egoistycznej przepychanki na argumenty, tylko z człowiekiem z krwi i kości w centrum zainteresowania - ponad ideologicznymi czy religijnymi przekonaniami. Z którymi owszem wchodzi w polemikę, lecz z poziomu serca, a nie interesów jednostki czy społeczeństwa. Jeden z tych zaangażowanych obrazów wyjątkowo mocno odciskających się w pamięci i dla świadomości życia w realiach nieprzewidzianych skutków naszych codziennych działań, do wyobraźni z gigantyczną siłą przemawiający. Jak najbardziej zasłużenie doceniony na wielu festiwalach, w tym ze zdobytym Oscarem za najlepszy film nieanglojęzyczny z roku 2005 i pamiętną rolą Javiera Bardema, tak daleką od jego głównego filmowego portfolio.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj