środa, 4 listopada 2020

The King of Comedy / Król komedii (1982) - Martin Scorsese



Telewizyjny szołbiznes oczami Scorsese - od podszewki, to znaczy od kulis kariery, która może kończyć się zanim zacznie ustawicznym odbijaniem od muru, bądź eksplozją ego i trudnej do udźwignięcia popularności. Jest w tym wybornym, lecz paradoksalnie dość mało spopularyzowanym filmie Mistrza pewne oczywiste podobieństwo do Taksówkarza i ono nie ogranicza się do osoby Roberta De Niro w kolejnej fenomenalnej roli. Ta zbieżność to bohater, który na lokalnym marginesie żyje urojonymi marzeniami, pragnie stanąć w blasku fleszy i być szeroko podziwianym. Postać tragiczna, funkcjonująca na granicy fikcji i rzeczywistości, w pewnego rodzaju psychicznym obłędzie. Rupert Pupkin gotów jest zrobić wiele, by coś udowodnić według zasady „lepiej raz być królem, niż wiecznym leszczem”. Biorąc we własne ręce swój własny los, prąc z niezwykłą determinacją ku sławie, egzystuje pomiędzy dwoma światami. Co jest prawdą (tu i teraz w realu), a co marzeniem sennym (produktem wyobraźni bohatera) trudno się chwilami jednak połapać. Łatwo zabłądzić w tej „labiryntowej” konstrukcji fabuły autorstwa Paula D. Zimmermanna - jak materiały źródłowe podpowiadają, znanego bardziej jako autora scenariuszy epizodów Ulicy sezamkowej, niż tych jakichkolwiek innych prócz właśnie Króla komedii. :) Mimo tej formuły zawiłej, jako sztuka filmowa najwyższej klasy obraz jest zwięzły i wyrazisty. Jako gorzka satyra, inteligentna tragikomedia ze świetną, wymowną puentą zawartą w otwartym finale, wręcz genialny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj