Swobodna reinterpretacja makabrycznie trafiona, bajki klasycznej o Kopciuszku. Zainspirowany kierunek interpretacji jak domniemam tym co prawie około roku temu zrobiło niezły szum w branży kinowej i ponownie przypomniało o jednej z przebrzmiałych z winy wieku gwieździe filmowej, a co otrzymało szyld Substancja, właśnie osobę Demi Moore promując. To samo w sumie przesłanie towarzyszy obu produkcjom, więc przed szerszym opisem co i jak się wzbraniam, bo niby po co się powtarzać. Najkrócej piękno to ból, poświęcenie jeśli jego natura poskąpiła, bądź z wiekiem jej błysk mocno przyblakł. Uroda osiągana kosztem zmian psychicznych szybkich i głębokich, a dążenie do niej i korzyści (chciwość jako bezwzględna potrzeba) przynosi koszmarną obsesję, napędzaną przez podobnie obłęd straszliwy. Dodatkowo tutaj banał aczkolwiek wartościowy dodany, że zewnętrzne pozory piękna bez znaczenia, gdy serca jedynie brzydotą się charakteryzują, a wszystko raczej w zderzeniu z doświadczeniem seansu tym czego się spodziewałem, więc bez na znaczący plus zaskoczeń. Innymi słowy porządnie zrobione, raczej kino z mikrym budżetem, ale to nie spowodowało by odczuć, iż brak pieniądza odbił się na jakości, szczególnie tam, gdzie sceny rodem z body horroru się pojawiły. Brutalnie ale z fasonem - bardzo udany debiut, przemawiający jednocześnie bezpośrednio do wyobraźni jak i pośrednio zdrowego rozsądku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz