Zapraszam Mariuszu głębiej w rzeczywistość kina meksykańskiego i nie tylko i wyłącznie tego które posiada z tego geograficznego kierunku pochodzenie, a przez jakość najwyższa zostało przechwycone przez hollywoodzki przemysł filmowy i na szczęście nie przemaglowany przez jegoż najgorszą komercyjną pokusę. Zapraszam do Meksyku najbardziej charakterystycznego i w objęcia tych twórców tej egzotycznej proweniencji, którzy jeszcze, lub wciąż nie zostali przez północnego sąsiada zauważeni. Mówię tu teraz o przykładowo (ostatnia moja seansowa gigantyczna jednorazowa sesja) o mocno doświadczonym już i akurat flirtującym jak widzę przez moment z filmografią europejską Carlosie Reygadasie (pierwszy kontakt mój potwierdzam, kilka tygodni temu za sprawą mocnego Nuestro Tiempo) oraz dzisiaj właśnie zassanym do wnętrza Zapatos Rojos niejakiego Carlosa Eichelmanna Kaisera - zupełnie dla FilmWebu nieznanego. Zapatos Rojos krótki - zaledwie godzina i dwadzieścia minut z hakiem. Zapatos Rojos z początku bardzo mało atrakcyjny w kwestii scenariusza. Zapatos Rojos bez tempa i Zapatos Rojos budżetowo przeskromny. Zapatos Rojos naturalnie kompletnie bez gwiazd i w ogóle w obsadzie bez niemal nawet nazwisk jakie by FilmWeb rozpoznawał. Zapatos Rojos jednak w finale emocjonalnie fachowo konkretny. Zapatos Rojos po prostu minimalistyczny i dyskretny, intymny, ale też zgadzam się ze skąpymi opiniami z FilmWebu, kataryktyczny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz