Myślę iż obok zapewne Prostej historii (domniemam tylko, nie widziałem wciąż), najbardziej to ludzki w sensie zwyczajny obraz lynchowy. Łączący w tym przypadku szlachetną kinematograficzną tradycję z momentami rzecz jasna typowej dla Lyncha psychodelii (jak podpowiadają znawcy interpretatorzy jego twórczości) z jego dodatkowo obsesją Czarnoksiężnikiem z krainy Oz. Trudno w kilku scenach nie zauważyć tejże zaawansowanej fascynacji, z jak domniemam najbardziej efektowną w tym kierunku sekwencją z teatru. Niezwykle smutny to też film o elementarnym człowieczeństwie (piękna postać Madge Kendal zagrana przez zawsze zjawiskową Anne Bancroft) w kontrze do ludzkiej podłości, kompletnego upadlania „wybryku natury”. Tytułowy Człowiek słoń, jako postać rzeczywista, to zagubione w świecie niezrozumienia odrzucone dziecko, nieprzystosowane do rzeczywistości, traktowane ze względu na swoje naiwne spojrzenie i deformacje jako w najlepszym wypadku ciekawostka, a w najgorszym jak zagrażające „normalnemu” społeczeństwu, przerażające monstrum, więc tak samo poddawane wizualnej konsumpcji w podrzędnych lunaparkach i szyderczym atakom zapijaczonej gawiedzi, jak i humanitarnie, ale jednak spostrzegane jako medyczny obiekt zdatny z zatroskanymi, mądrymi minami do wymiany opinii pomiędzy intelektualistami z wyższych sfer. Opowieść to zupełnie inna tym samym pod wszelkimi niemal artystyczno-formalnymi względami od Lyncha debiutu i prócz użycia czarno-białej taśmy, zarejestrowanych kapitalną optyką obrazów degeneracji, ja pozornie nie jestem w stanie ich na tej samej płaszczyźnie umieścić. Być może mój problem polega na tym, że Głowa do wycierania bezdyskusyjnie we mnie zrozumienia nie znalazła i totalnie jej zinterpretować po seansie możliwe nie było, więc bez czucia pracy artysty, nie jestem w stanie wyciągać jakichkolwiek merytorycznych wniosków, a tym samym porównywać na tych właściwych, głębokich poziomach analizy. Zupełnie inaczej widzę moją relację z powściągliwą charakterystyką Człowieka słonia, co świadczy o jednym, że wciąż mi nie po drodze z Lyncha wizjami, w których wodze fantazji są maksymalnie popuszczone i niestandardowy sposób myślenia czyni je przeintelektualizowanym bełkotem dla mniej widza inteligentnego. Wskazuję zdecydowanie przede wszystkim paluchem na siebie, tak jak David wskazuje oskarżająco paluchem na nas wszystkich, którym tylko się zdaje że czując się mądrzejsi od prymitywów, natychmiast stajemy się bardziej od nich humanitarni! Tak Panie doktorze Fredericku Trevesie!
P.S. Bardzo dziękuję za obecny trend wprowadzania na ekrany multipleksów klasycznych obrazów, bo zobaczyć na dużym ekranie tytuły jakich naturalnie gdy ich premiery miały miejsce nie mogłem, jak i te jakie mocno odcisnąć się w mojej świadomości przez kinową ekspozycją zdążyły (Seven), to doświadczenie ważne. Zamierzam korzystać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz