niedziela, 15 czerwca 2014

Joe (2013) - David Gordon Green




Nie ukrywam, nie darzę jakąś sympatią Nicolasa Cage’a. W sensie szacunku dla jego warsztatu aktorskiego mógłbym na palcach jednej ręki wyliczyć te jego role, co jakieś tam wrażenie na mnie zrobiły, a i tak są one w dużym stopniu efektem trafnego castingu czy reżyserskiego nosa. Zwyczajnie ten topornie kwadratowo ciosany rzemieślniczy warsztat Cage’a został w nich należycie zagospodarowany. Zatem mając w świadomości taki jego obraz z oczywistym brakiem przekonania do seansu z Joe zasiadłem i zdania w kwestii aktorskiego rzemiosła Pana gwiazdora nie zmieniłem. Fakt wśród całej ekipy naturszczyków, którzy mu tutaj partnerami wyróżnia się profesjonalizmem, jednak fundament tego efektu w słabości tła ukryty, poprzeczka dosyć nisko zawieszona, a sama produkcja raczej bez szans na większy sukces - bo to kino zbyt surowe, brutalne i dołujące. Z całą galerią buraków, wykolejeńców, prostaków, głupców, cwaniaków i innych typów po przejściach. Postaci pozbawionych perspektyw, bez szans – takich co na własne życzenie na dnie się znaleźli i tych, co tam nie z własnej woli się znajdują. Ci drudzy zwyczajnie na tyle farta pozbawieni, że już w takim gównie się urodzili. Mocna to historia, z wartościowym przesłaniem, jednak zdecydowanie tylko dla tego widza, co kina surowego wielbicielem. Nie każdy przecież lubi babrać się w syfie, by pośród śmieci ludzką twarz dostrzec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj