niedziela, 1 czerwca 2014

The Mosquito Coast / Wybrzeże Moskitów (1986) - Peter Weir




Telewizyjna propozycja kinowa – oczywiście późną wieczorową porą, bo w atrakcyjnym czasie antenowym miejsca brak dla produkcji wartościowych! :( Takie czasy, takie realia ale mniejsza o to, bo jak jednostka świadomie i samodzielnie wybiera zamiast poddawać się dominacji wszechogarniającej „papki” to do ciekawych obrazów dotrze. Do meritum jednak, po tym skomlącym wstępie przechodzę! Peter Weir – ikona kina i Wybrzeże moskitów pod lupą. Obraz już niemal trzydziestoletni, może odrobinę realizacyjnie zbyt sztampowy, bez większych fajerwerków warsztatowych, ale z nadal aktualnym tematem i puentą ogólnie pesymistyczną niestety. To co nas otacza, precyzyjniej jakie mechanizmy naszą egzystencją rządzą bezdyskusyjnie (używając eufemizmu), choć na usta wulgaryzm się ciśnie – irytujące. Zapewne czasem ochotę pieprznąć wszystko w pizdu mamy (ciśnienie zbyt wysokie :) ) i wyrwać się z tego zepsutego możliwościami, a ograniczającego wygodami świata chcemy. Uwolnić od z każdej dziury wypełzających gadów, co z gębami pełnymi frazesów i dobrych rad w nasze życie się wpieprzają. To dla ciebie dobre, my ci damy lepszą przyszłość, wybierz mnie, nie mnie – ja jestem bardziej porządny i uczciwość jest moim nadrzędnym nakazem. Kup to, potrzebujesz tego, to ci życie ułatwi – tak ustawicznie, bez cienia żenady czy jakiegokolwiek poczucia fundamentalnego wstydu i odpowiedzialności za ten bełkot. Co powstrzymuje nas przed stanowczym krokiem by wynieść się do głuszy i tam w odosobnieniu prosty żywot prowadzić. Strach, poczucie odpowiedzialności, co ryzyko potrafi oszacować, a może świadomie chcemy być niewolnikami, bo lęk przed zrzuceniem kajdan nas pętający, a komfort za cenę posłuszeństwa wielkiemu bratu mimo wszystko uzależniający. Czy akt zerwania więzów odwagą, a może lekkomyślnością? Nic nie jest proste, zmiana to przygoda i wyzwanie, niepewność i ryzyko oczywiste – jak się cieszę, że jestem tchórzem. :) Uniknę zatem rozczarowań lub katastrofy, nie będę tworzył swojej przyszłości od podstaw, aby któregoś dnia dotrzeć do miejsca z którego się wyrwałem. Nie ma szans na ucieczkę, nigdzie nie pozostanę wolny od manipulacyjnej machiny – będę jej ofiarą bezpośrednio lub pośrednio. Ona w swoje tryby wkręci mnie osobiście lub też pochłonie osoby mi bliskie, a ja będę bezradny wobec jej niszczycielskiej siły. Obsesją zaśmierdziało, teorią spisku, co równie skutecznie pranie mózgu robi! Tym skażony umysł Allie Foxa ku tragedii niemal jego rodzinę poprowadził! Bez dystansu z chorobliwym przekonaniem o własnym słusznym przekonaniu, bez cienia pokory i samokrytyki. Dał Weir do myślenia i zamiast jasnych odpowiedzi  pytania namnożył, dobre kino zafundował i za to uznanie mu się należy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj