czwartek, 29 maja 2014

Machine Head - The Blackening (2007)




Rozbuchały nam się maszyny ostatnio okrutnie, znaczy z miarowego rzężenia, dołem i tonażem miażdżącego w stronę progresywnych kolosów poszły. Bo faktem niezaprzeczalnym, że The Blackening jeszcze o krok dalej w stosunku do Through the Ashes of Empires zawędrował. Do struktur wtłoczyła ekipa Robba Flynna sporo melodyjek, takich co część zwolenników grupy za zbytnio mdłe czy landrynkowe uzna. Refreny stały się dodatkowo maksymalnie chwytliwe i wespół z soczystymi solówkami – przebieraniem zwinnie i efektownie po gryfie zdominowały charakter albumu. Szczęśliwie nie zabrakło skutecznie budowanego napięcia, co nadal intrygujący szlif do kompozycji wtłacza, a brzmienie o pełnej i soczystej barwie idealnie w takiej konwencji się sprawdziło. Innymi słowy to kawał pomysłowej, może nie rewolucyjnej, ale z pewnością cholernie profesjonalnej roboty. Numery z pompą zaaranżowane dają sporo radości z odsłuchu, a ich struktura w żadnym stopniu prostacka. Gdzieś pośród tej lawiny przebojowej nuty sporo też klasycznych, masywnych zwolnień, które jako balast równowagę zachowują pomiędzy odlotem w rejony heavy-progresywne, a twardym sprzed lat firmowym mieleniem. Jak się chce to i takie rzeczy się zauważy ;) a może to tylko nostalgiczna potrzeba, żeby to wyczuć we współczesnych kompozycjach Machine Head? :) Nieważne! Istotne tylko to, że w miejscu nie stoją, z marazmu za sprawą popiołów wyrwać się zdołali i cieszą na The Blackening świetną formą. Pytanie tylko, kiedy znów dotrą do ściany?   

P.S. Ta plastycznie surowa oprawa krążka - dla mnie bombowa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj