sobota, 3 maja 2014

The Shining / Lśnienie (1980) - Stanley Kubrick




Przez ekran obraz przepływa tak precyzyjnie spreparowany by od czołówki w widzu napięcie wzbudzać. Monumentalne krajobrazy szosą poprzecinane pojazd przemierza by do miejsca ostatecznej rozgrywki dotrzeć. To apokaliptyczną muzyczną oprawą, głęboko przeszywające odczucie grozy prowokowane. Lęk dźwięki sieją natarczywie w podświadomość się wpychając, by z ekspresyjnym, wyrazistym obrazem skorelowane gwałcić psychikę. Tutaj współczesne określenie slangowe o "ryciu bani" idealnie oddaje to z czym przez dwie godziny widz obcuje. Ta prosta, wręcz sztampowa historia, którą Stephen King stworzył w piorunujący sposób przez Stanley'a Kubricka na język sztuki filmowej została przełożona. Stosując skromne metody efekt niezwykle sugestywny mistrz osiągnął, a obłęd sączący się intensywnie niemal wypełza by swoimi mackami widza spętać. Osobliwe postaci doskonale wykreowane dopełniają obrazu wzorcowo skrojonego arcydzieła. King wirtuoz i Kubrick mu maestrią dorównujący! Co z tej kolaboracji mogło powstać, nietrudno było przewidzieć. Kult zwyczajnie, taki klasyk co pomimo wieloletniej znajomości za każdym razem przeszywające wrażenie robi. Nawet perspektywa czasu, bagaż lat mu nie jest ciężarem - on broni się znakomicie do poziomu żenujących bajeczek konkurencje w bezpośredniej konfrontacji sprowadzając. Smutna finalnie refleksja się nasuwa, ona do kondycji współczesnego kina grozy nawiązuje. Tam gdzie zręcznie kreowane przerażenie o rezultacie powinno decydować, bezlitośnie przeprodukowane obrazy, spływające od nadmiaru techniki wrażenie żałosne jedynie robią. Taka prawda banalna paradoks odsłania - spektakularne fajerwerki ubogą naturę tych chwytów obnażają. Szczęśliwie zawsze można postraszyć się Lśnieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj