poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Mój Nikifor (2004) - Krzysztof Krauze




Krauze od lat kitu nie wciska, a jego filmy to dla mnie już niewątpliwie perły rodzimej kinematografii. Nie inaczej jest w przypadku kameralnej opowieści o artyście ludowym Epifaniuszu Drowniaku vel Nikiforze Krynickim - z uroczą muzyką i malowniczym pejzażem uzdrowiska w tle. Niby materiał na fabułę dosyć nudny, bo czym można widza porwać gdy bohaterem uparty „miejscowy dziad” z bełkotliwą mową, którego spotkawszy na ulicy, my „normalni” obywatele w większości szerokim łukiem byśmy ominęli. Tu właśnie mistrzowski charakter warsztatu Krauzego się objawia, że prócz biograficznego wątku samorodnego artysty pewną wartość dodaną w historii zamieścił. Marian Włosiński i jego poświęcenie dla obcego człowieka tak naprawdę istotą tej ballady. To film na równi o irytującym Nikiforze jak i jego opiekunie u schyłku życia przez los zesłanym. Kapitalnie naturalna Krystyna Feldman po premierze na ustach krytyki była, w ohach i ahach jednogłośnie wychwalana. Zasłużyła oczywiście na nie, jednak bez równie ciekawej postaci wykreowanej przez Romana Gancarczyka jej rola dość płaska by była. To Gancarczyk przede wszystkim moja uwagę przykuł, pięknie za pośrednictwem postaci dając dowód na bezinteresowne bycie człowiekiem. Fakt poświęcił być może za dużo, gubiąc relacje z rodziną, Może to jednak nie było wyrzeczenie, a ucieczka. Z tą wątpliwością ten wartościowy obraz mnie zostawił. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj