poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Coherence (2013) - James Ward Byrkit




Niskobudżetowy, kręcony "z ręki" obraz science fiction lub inaczej ograniczone do minimum użytych środków filozoficzno-psychologiczne studium przypadków. Tak czy siak efekt w miarę udany, nawet kiedy ta próba zrobienia wrażenia poprzez skomplikowaną treść nieco osamotniona, bo za cholerę nie dopatrzyłem się tutaj nawet śladowych części jakiegokolwiek artyzmu, ani też warsztat aktorski jakiegoś, chociaż częściowego podziwu nie wzbudził. Zamiast sztuki, która wzbogacałaby odbiór otrzymałem do konsumpcji absolutnie nieduchowej, wyłącznie zawiłą fabułę, powykręcaną bezlitośnie, bez grama autentycznych emocji i zagraną zimno w sztucznej manierze. A chciałoby się, aby wymagająca logicznego myślenia treść współegzystowała z artystycznymi walorami, miast swoją atrakcyjność jedynie do czystej zagadki sprowadzać. Problem też właśnie w tym, że psychologiczna płaszczyzna pomimo prób wyłuszczenia jej istoty, poprzez tą kwadratową postawę aktorów całkowicie położona. Inną kwestią zaś moje przekonanie, iż często ta prawdziwa pasjonująca psychologia w prostych, czasem banalnych treściach zawarta. Skupienie się na łamigłówce, która uwagę swoją zakręconą ideą niemal w całości kradnie powoduje, iż umysł humanistyczny zagubiony i niespełniony się czuje. Natomiast człowiek z predyspozycjami do nauk ścisłych w takich okolicznościach zachwycony wykorzystaniem naukowych teorii pomija w percepcji kwestie psychologiczne lub traktuje je przynajmniej po macoszemu. To właśnie problem tego rodzaju produkcji, że tych dwóch skądinąd fascynujących światów nie są w stanie udanie zespolić.

P.S. Powyżej jedna próba przybliżenia istoty spójności, gdyby jednak ona nieczytelną była, próba numer dwa zostaje też uskuteczniona. Coherence tak na podstawie prostych skojarzeń w niszy gdzie ostatnio szał zrobiły takie akty jak Cloverfield, Paranormal Activity czy hiszpański [Rec] bym umieścił. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj