czwartek, 16 kwietnia 2015

Force Majeure / Turysta (2014) - Ruben Östlund




Na dwóch poziomach tą produkcję podczas seansu smakowałem, a precyzyjnie ujmując zarazem mlaskałem z zachwytu, by także niestety kręcić nosem i pewne oznaki niestrawności odczuwać. Po pierwsze walory opiszę. Nimi piękne majestatyczne góry, bajeczne krajobrazy w zachwycających kadrach zatrzymane. Klasyczny motyw muzyczny powracający z uporem i niezwykłej oprawy obrazom dodający. I przede wszystkim duszny, gęsty klimat w moim przekonaniu bezpośrednio nawiązujący do atmosfery, jaką Stanley Kubrick w swoich dziełach kreował. Nie byłem w stanie przejść obojętnie obok powyższych skojarzeń, wobec tak wyraźnych prób skorzystania z zacnego, na wskroś oryginalnego dorobku warsztatowego mistrza. Te właśnie atrybuty współegzystują z drażniącą mnie w tym przypadku niemiłosiernie, próbą psychologicznej eksploracji natury człowieka postawionego wobec zupełnie zaskakujących go okoliczności. Jedno wydarzenie zostawia ślad, a jego reperkusje istotą fabuły. I może rozwijanie tej podstawy byłoby dla mnie doświadczeniem w pełni fascynującym, gdybym był w dobrobycie zachodnioeuropejskiej rzeczywistości wychowywany. Wtedy ta po prawdzie ciekawa warstwa socjologiczno-psychologiczna, nie byłaby skutecznie przesłaniana poprzez pryzmat, napisze jak najprościej – robienia wideł z igiełki. Tak taką traumę się przeżywa, kiedy brak autentycznych trosk, a bogate nacje na taki przywilej mogą sobie pozwolić. Rozmieniać się na dobre i z każdej pierdoły bez większego znaczenia temat do dyskusji z terapeutą kozetkowym robić. W teorii problem rozwiązywać, a w praktyce przysporzyć sobie kolejnych mniej lub bardziej autentycznych komplikacji. Takie "rozmnażanie przez pączkowanie" uskuteczniać, rozdrapywać bez znaczenia rany, by finalnie chcąc je przepracować dla dobra własnego i otoczenia, to tą podręcznikową teoretyczną strategią właśnie prawdziwych trosk sobie dostarczać. Ruben Östlund ambitnie temat potraktował, artystycznie świetną robotę wykonał, jednak merytorycznie w moim przekonaniu świadomie czy nieświadomie ośmieszył tą całą współczesną modę na „czy chcesz o tym porozmawiać”, „jak się z tym czujesz”, „podziel się z grupą”. Doceniam oczyszczającą rolę rozmowy, dyskusji, ogólnie mówiąc komunikacji międzyludzkiej, jednak sprowadzanie jej do rozmiarów karykaturalnych uznaje za niepotrzebne dezorganizowanie relacji. Nasze życie jest i tak już nadmiernie wieloznaczne byśmy pozwalali na niekontrolowaną formę utrudniania sobie go na życzenie. Czasem trzeba pewne kwestie przemilczeć, by pozwolić im odejść w niepamięć. Zając się dobrą zabawą, olać używając prostackich określeń! Gdyby mnie akurat było stać na taki alpejski urlop z rodziną i przyjaciółmi skupiłbym się na relaksie zamiast jakąś cholerną terapię praktykować. :)

P.S. Kino skandynawskie sporadycznie ląduje w przerabianym przeze mnie materiale filmowym, tyle propozycji anglojęzycznych, że czasu brakuje, stąd traktuje je jako rodzaj egzotyki, zdając sobie jednakże sprawę, iż zasługuje na większą uwagę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj