poniedziałek, 27 lipca 2015

Lamb of God - VII Sturm und Drang (2015)




Mam świadomość, iż Lamb of God to ekstraklasa modern thrashu, a ich albumy zawierają zawsze materiał nie schodzący poniżej bardzo wysokiego poziomu. Jednakże po ostatnim krążku, a szczególnie po odświeżeniu go po dłuższym czasie wrażenie we mnie powstało takie, że lekka zadyszka jankesom się przytrafiła. Brakowało na Resolution świeżości, polotu, błysku jakiegoś, który w porównaniu do wcześniejszych produkcji dostarczyłby kolejnej ekscytującej porcji pulsującej energii. Nie chce być źle zrozumiany, bo longpaly z 2012-ego roku w swoim czasie wysoko oceniłem i nadal jako porażki go nie rozpatruje. Dostrzegam tylko teraz szczególnie w odniesieniu do Sturm und Drang, iż tegoroczny zbiór kawałków w srebrnym krążku zawarty przynajmniej po kilkunastu przesłuchaniach ma w sobie sporo więcej inwencji i pomysłów, które to zdecydowanie zrewitalizowały obraz twórczości kapeli. Poczynając od dwóch starannie dobranych gości w osobach Chino Moreno i Grega Puciato, po eksperymenty wokalne z czystym głosem jakimi w Overlord Randy Blythe zaskakuje. Zarówno frontman Deftones jak i krzykacz The Dillinger Escape Plan kapitalnie wpasowali się w numery napisane przez muzyków owieczki lub inaczej sami kompozytorzy wyśmienicie zaaranżowali dźwięki po kątem udziału zaproszonych typów. Dzięki tym zabiegom Embers i Torches zyskały sporo przestrzeni i zabrzmiały chwilami po części (rzecz jasna tylko po części :)) jak kompozycje ich macierzystych formacji. Efekt w moim odczuciu wyborny i niespodziewany, bo ja zbytnim zwolennikiem kolaboracji nie jestem - wole kiedy znanymi nazwiskami nie szasta się dla osiągnięcia szumu i poklasku. Tyle tylko, że kiedy robi się to z takim rezultatem to rad jestem i z miejsca odszczekuje swoje uprzedzenia. Chwale numery dopieszczone charakterystycznymi wokalizami Moreno i Puciato, rozpływać w zachwytach zamierzam się także nad rozbudowanym Overlord, gdzie szepcze sobie Blythe oraz całą resztą programu, z riffów chwytliwych nagromadzeniem, witalną dynamiką i oczywiście odpowiednią dawką agresji, w co by nie napisać brutalnej gatunkowej konwencji. Nowa wytwórnia, nowe otwarcie - bardzo miłe zaskoczenie! Żadna rewolta, a jedynie mocne przewietrzenie stylu by na nowo w odpowiednio intensywnych barwach dźwięki odbierać. 

2 komentarze:

Drukuj