środa, 13 kwietnia 2016

A Perfect World / Doskonały świat (1993) - Clint Eastwood




Mistrz Eastwood bierze do swojego filmu gwiazdę w osobie Kevina Costnera i daje mu szansę na zagranie jednej z najlepszych ról w karierze. Tak można by tą sytuację spuentować biorąc pod uwagę dorobek artystyczny Eastwooda i ówczesną ogromną popularność Costnera, nie do końca przekładającą się jednakowoż na wartość artystyczną jego dokonań. Bo Eastwood to uniwersalna wieczna legenda, a Costner to tylko dobry rzemieślnik, który doskonale czas własnej popularności wykorzystał, by sporo grając z rzadka usatysfakcjonować czymś ponad standardowe, poprawne odegranie roli. Oczywiście można się z tym osądem nie zgadzać, posiadać własne nawet skrajnie odmienne zdanie, bo przecież spostrzegam te dwie postacie w zdecydowanie subiektywny sposób przez pryzmat przede wszystkim sympatii, jaką darzę filmową działalność Clinta Eastwooda i sporego dystansu do przeszacowanej wartości aktorskiej Costnera. Zadajcie sobie jednak pytanie gdzie jest w obiektywnej hierarchii tuzów kina dzisiaj jeden, a gdzie drugi? Ha! :) Potrafię jednakowoż docenić kilka kreacji Costnera i w przypadku postaci Butcha Haynesa zasługuje on na komplementy, bo zwyczajnie świetnie wcielił się w rolę, w której to oddał autentycznie i przekonująco skrajne emocje jakie targają dorosłym człowiekiem, który ograbiony z beztroskiego dzieciństwa już od gówniarza musi stykać się z ohydztwem tego świata. Porzucony przez ojca bez większego wsparcia ze strony matki przyspieszony kurs dorosłości przeszedł, stając się niestety zimnym i bezwzględnym łotrem skrywającym pod grubą skórą oznaki człowieczeństwa. I tego "bandziora" ślepy los w ekstremalnych okolicznościach z dzieciakiem pozbawionym ojca skojarzył i dał szansę na odkrycie siebie we względnie lepszym świetle. Ta metamorfoza nie jest łatwa i z pewnością nie ma nic wspólnego z bajką, gdzie łotr szlachetny się staje. Życie jest skomplikowane i bezbolesnych recept nie proponuje, a osobowość ludzka spaczona za młodu bardzo rzadko wewnętrzny spokój i harmonię odnajduje. Brawa rzęsiste mistrzowi Eastwoodowi się należą za ten wielopłaszczyznowy dramat, gdzie wyczerpująco merytorycznie i atrakcyjnie fabularnie tą poruszającą historie opowiedział. Zrobił to w charakterystycznym dla siebie stylu, podkreślając największy atut, jaki w jego filmach dostrzegam. Mianowicie w autorski sposób wybornie warsztatowo potrafi opowiadać o uniwersalnych wartościach bez kiczowatego nadęcia z ogromną roztropnością i wytrawnym poczuciem humoru (groźba i fakt – kumasz różnicę, cukierek albo psikus czy komiczna przyczepa gubernatora). A Perfect World to bezwzględnie jedno z najlepszych dokonań wielkiego Clinta i jeśli jest jeszcze ktoś kto jakimś cudem tego obrazu nie widział niech prędko nadrabia tą zaległość. Emocje gwarantowane.

P.S. Nie mogę pominąć też roli „bzyka”, niniejszym to czynię oddając mu należne ukłony. Naprawdę świetnie się chłopak spisał.  :)   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj