poniedziałek, 25 kwietnia 2016

The Rainmaker / Zaklinacz deszczu (1997) - Francis Ford Coppola




Lata dziewięćdziesiąte to pamiętam był wysyp ekranizacji powieści Johna Grishama i nawet taki ambitny mag kina, jakim Francis Ford Coppola nie omieszkał wziąć na warsztat prozy tego poczytnego autora. Zaklinacz deszczu okazał się klasycznym sądowym dramatem niby od sztancy, a jednak w mojej pamięci po latach pozostał i tylko w niewielkim stopniu w mocno kwestii standardowej realizacji poddał się upływającym latom. Z pewnością czas nie zdewaluował zawartości merytorycznej i przesłania w nim zawartego. To historia młodego z ambicjami prawnika, cholernie zmotywowanego do pracy, ale przez wzgląd na etos, nie ze względu na pieniądze. Takiego nieopierzonego zdolniachy, bez owijania w bawełnę, naiwniaka z sumieniem jeszcze w miejscu w którym stare wygi wyłącznie fundusz emerytalny z wieloma zerami posiadają. Wokół niego same niemal hieny w idealnie skrojonych garniturach od modnych projektantów, wspierani armią kupionych za srebrniki niewolników. Pozbawionych wszelkich skrupułów krwiopijców dla których dylematy natury etycznej istnieją wyłącznie w dowcipach. Może to i w warstwie emocjonalnej taki banał, moralizowanie dla efektu, ale tak starannie zrealizowane i czerpiące pełnymi garściami z tradycji kina, że pomimo tych dosyć jaskrawych oczywistości, grubo szytych uogólnień nadal po latach byłem w stanie emocjonalnie się zaangażować i wzruszyć. Właśnie tego od wartościowego kina oczekuję i cieszę się, że ponownie mogę napełnić swą wrażliwą duszę treściami oczywistymi o wysokim współczynniku człowieczeństwa, karmiąc sumienie złudzeniami, że gdzieś wokół są jeszcze ludzie, którzy nie mierzą wszystkiego pieniądzem. Serio, nie ironizuję. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj