poniedziałek, 27 czerwca 2016

Death - Human (1991)




Nie ma już od piętnastu lat na tym łez padole maestro Schuldinera, a mnie nieodłącznie towarzyszy, kiedy albumy Death odtwarzam pytanie, gdzie dziś byłby, w jakim muzycznym środowisku gdyby w tak młodym wieku nie przegrał z bezlitosną chorobą? Odpowiedź w pewnym sensie oczywista, bo człowiek z takim potencjałem kompozytorskim i taką wizją nie powielałby schematów, nie ograniczał się w zamkniętej stylistyce. W naturze swojej miał eksplorację nowych lądów, a potrzeba ich odkrywania była najistotniejszym motorem napędowym w jego twórczości. Precyzyjnie jednak kierunku rozwoju nie śmiałbym przewidywać, spekulacje pewnie by mnie ośmieszały i obnażałyby moje ograniczone horyzonty. Zatem nie porywam się na brawurowe wróżenie z fusów tylko okazję wykorzystam do bicia pokłonów przed pozostawionym nam maluczkim fanom dorobkiem mistrza. Skupię się w tym miejscu na krążku w pełni przełomowym dla flagowego okrętu dowodzonego przez Chucka Schuldinera. W moim przekonaniu to właśnie na Human rozpoczął się dla ikony wyścig wyłącznie z samym sobą, bo nie było dla nich konkurencji. Takie ekipy jak Nocturnus, Cynic, Pestilence czy Atheist wprawdzie trzymały poziom i na swój charakterystyczny sposób z impetem przesuwały czy poszerzały granicę, jednak w moim odczuciu nigdy nie sięgnęły tych szczytów, które zarezerwowane były wyłącznie dla Death. Może powód takiego stawiania spraw zawarty w subiektywnym braku pełnej kompatybilności pomiędzy moimi muzycznymi potrzebami, a stylem prezentowanym przez wymienionych. Może obiektywnie rzecz biorąc każda z tych grup była jedynie gorszą, bo wtórną odpowiedzią na geniusz formacji Schuldinera. Sprawa dyskusyjna, zatem by tekstu do rozmiarów elaboratu nie napompować i na zajadłe plucie jadem przez ekstremalnych fanów powyższych ekip się nie narazić napiszę koncyliacyjnie, że wielkość Death niepodważalna, a znaczenie wymienionych towarzyszy broni też znaczące. Human to niepodważalna klasyka, idealna konstrukcja mogąca być bez przesady nazywana intelektualnym death metalem. I nie mam tutaj wyłącznie na myśli skomplikowanych struktur instrumentalnych, lecz również teksty będące przenikliwymi obserwacjami natury człowieka z istotnym wpływem tez z pogranicza psychologii, socjologii i filozofii. To przede wszystkim odróżniało Death od setek innych ekip parających się ciężkim graniem, że w warstwie lirycznej nie odjeżdżali w pierdoły fantasy czy gore, tylko twardo stąpali po ziemi. Album przełomowy, epokowy, legendarny – bez dyskusji!    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj