środa, 13 marca 2019

True Crime / Prawdziwa zbrodnia (1999) - Clint Eastwood




Właśnie Prawdziwa zbrodnia na małym ekranie po raz kolejny została odkurzona, czyli przed moje oczy powrócił Eastwood bardzo dobry, ale nie wybitny. Eastwood ciekawy, lecz nie aż na tyle, by określić go w tym przypadku fascynującym. Wreszcie Eastwood w swojej typowej, maksymalnie dopracowanej roli mężczyzny mocno dojrzałego wiekowo, a nadal dla kobiet cholernie atrakcyjnego. Inteligentnego, wygadanego, błyskotliwego, czarującego i z wytrawnym poczuciem humoru - bezpośredniego i jak przystało na gościa z hardą miną, oczywiście dalekiego od wizerunku miękkiego pantoflarza. :) Faceta z kilkoma nieobojętnymi teoretycznie wadami, które mu jakoś istotnie nie ciążą i nie przeszkadzają w uzyskaniu sympatii widza. Jeżdżącego zdezelowanym kabrioletem, nie wylewającego za kołnierz, zbytnio niestroniącego od przelotnych romansów, znaczy życiem konkretnie steranego, po przejściach i uzależnieniach, jednak potwornie męskiego. Ha, samca jakim charakterologicznie większość mężczyzn w oczach kobiet chciałoby być, a nie będzie, bo to zasadniczo współcześnie, a już tym bardziej a.d. 2019 dupy pospolite albo inne pozbawione kluczowego "pierwiastka" sterydowe selfie modelki. W Prawdziwej zbrodni Clint nie jest jednak jak przyzwyczaił gliną, tudzież pracownikiem Secret Service tylko dziennikarzem, ale prócz tego szczegółu jego kreacja nie odbiega daleko od klasycznych ról, z tą Franka Horrigana z Na linii ognia szczególnie. Steve Everett jak na dobrego pismaka śledczego przystało węszy i rozgryza temat, ma nosa, znaczy zawodową intuicję, więc wyczuwa że sprawa którą otrzymał nie bardzo się klei. Coś tu nie trzyma się kupy i dla takiego szczwanego lisa z instynktem łowieckim stanowi odpowiednią pokusę, a przy okazji robota którą z pasją i starannością wykona pomoże bezpodstawnie skazanemu człowiekowi. Oklaski, szacuneczek itd. :) Tak po tym odświeżonym seansie sobie myślę, że to teraz tylko trochę więcej niż dobre kino, kiedyś zdecydowanie propozycja bardziej jak pamiętam wyjątkowa. Wszakże sporo przez dwadzieścia lat w kinie się wydarzyło, a klisze się opatrzyły, szczególnie w gatunku dramatu z elementami thrillera. Eastwood drąży ważki temat z charakterystyczną wnikliwością i bez uprzedzeń, wchodzi w polemikę ze stereotypami podważając ich zasadność i chociaż film ma ambitne założenia i wartościowe przesłanie, to w starym dobrym stylu łączy te walory z ciepłą rozrywką, dzięki czemu mimo pewnych wpadek dostrzeganych nadal sympatię moją utrzymuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj