środa, 16 sierpnia 2023

Marie Antoinette / Maria Antonina (2006) - Sofia Coppola

 


Takiego pomysłu odległego od klasycznie kostiumowego, to pod względem odwagi chyba do momentu właśnie kiedy Sofia Coppola zdecydowała się pomocować z konwenansami gatunku i nakręcić obraz tłustym drukiem ośmieszający absurdalność ceremoniałów epoki i wyniosłość klas najwyższych (uprzywilejowanych do porzygania), to (poprawcie mnie) nie było. Wyszło niezgorsza, gdy wybaczy się scenariuszowy chaos i postawienie w zdecydowanym stopniu bardziej na śmieszno-straszne wyliczanie tychże przywar szlachetnie urodzonych, niżby z fascynującego w wielu wymiarach materiału historycznego zmontować epicką historię, choć mimo wszystko podszyte dramatyzmem sytuacji chichoty z przesady zepsucia też potrafią wciągnąć i nie tylko wprost bawić tak mocno, że poziom wyrozumiałości we mnie wzrasta, bo mówić o Marii Antoninie jako o dziele wyjątkowym nie ma mowy kiedy (i tu dwie kluczowe uwagi), to co kiedyś zrobił Kubrick w Barrym Lyndonie i ostatnio  Lánthimos w Faworycie siedzi w człowieku i krzyczy, no litości - z czym Sofio do ludzi. ;) Niemniej jednak za te wszystkie detale (kostiumy i scenografie, prace speców od technicznych działań), za te wszystkie fundamenty (warsztat aktorski fachowy się mi nisko kłania) oraz za brawurę w przełamywaniu gatunkowego tabu, dodając sporo współczesności (zabieg z nutą to chyba nie wszystko) i skutecznie przekonując że wiele lat minęło, ale niewiele w sumie się w sferach celebryckich zmieniło - za to szacuneczek. Tym bardziej trzeba docenić moje ciepłe słowa, gdy może nazbyt często patrzę na reżyserskie objawienia córki wielkiego, lecz często reżysersko nierównego Francisa dość zdystansowanym okiem. Jest też przecież druga strona tego groteskowego filmowego medalu - postać samej królowej Francji, jej tragiczny los i nieco odczarowywanie jej dość czarnej legendy, zapewne z mnóstwem przypisanych jej w ataku nienawiści przywar. Podsumowując krótko - trzy czwarte filmu Sofii Coppoli to dworskie rozpasanie kontra nędza plebsu w domyśle i w podtekście, a na koniec po prostu koniec jakiego faktycznie nie trzeba było pokazywać, by wiedzieć jak historia się z austriacką księżniczką obeszła. Słaby zbieg okoliczności, poniekąd trochę jej wina że sobie zasłużyła, bo fakt była na wiele spraw ślepa czy lekko prowokacyjna lub po prostu taki jej pisany los, że znalazła się we Francji w złym czasie - na stracenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj