piątek, 11 października 2024

MaXXXine (2024) - Ti West

 

Finał serii - trylogii domknięcie. Jeśli dwie poprzednie znacie – dobrego, mocno stylizowanego kina wymagacie! W sensie przywołania na ekran pożądanego klimatu, to jest bardziej ejtisowe od każdego jednego ejtisowego filmidła, gdyż zgodnie z koncepcją karmiąc się wszelakimi wypryskami tejże kiczowatej popkultury, tworzy w pigułce kompilację wszystkich jej cech. Szanuje ale zaskoczony nie jestem bowiem jak Ti West już ducha przywołuje, to nie ma ch we wsi - musi być pod względem wizualnym i muzycznym (ale te hity nie są aż tak oczywiste) sztos i basta! Tak typ potrafi aromatyczną esencję zaparzyć - już przecież dwukrotnie przecież skutecznie udowadniał! Problem chyba jednak tkwi w (tak to słowo jest lepsze) SZKOPULE, że po raz trzeci człowiek czyni to, co mocno zaskoczyło i mocno wstrząsnęło jeszcze w przypadku otwarcia i pierwszej kontynuacji, a teraz pomimo kombinowanego na dwa czy trzy sposoby zakończenia, to jednak w niczym nie mogło zadziwić. Kwestia przyzwyczajenia i poprzeczki jakiej wyżej ustawić się nie dało, bo zwyczajnie te dwa drągi na których umieszczona maksymalnie wcześniej zostały wydłużone. Zatem tandetnie przewrotny finał bardzo OK, jednak chyba się rozumiemy - bez zaskoczki czy jak jej tam! Rzecz ogólnie zrobiona z rozmachem, a zachowawczo mimo to, bowiem konwencja ramy narzuciła, a wyobraźnia oczywiście została mocno w ruch wprawiona, jednako nie mogła naturalnie pójść dalej niż dorobek w latach osiemdziesiątych kina popularnego pozwalał. Scenariusz zdobny w nawiązania, równie bogato jak rzeczona powyżej strona atmosferyczna. Formuła hybrydowa, gdzie horror klasy B spotyka wtręty z branży porno, a wszystko w histerycznym sosie satanistyczno-bogobojnym, gdzie jeszcze wątek kryminalny rozwiązuje para modelowych gliniarzy. Świat video rozrywki z marzeniami o sławie i na koniec coś co mógłbym nazwać niepokojącą metaforą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj