niedziela, 13 października 2024

Oranssi Pazuzu - Muuntautuja (2024)

 

Stawiam tezę, iż jeśli delikwent raz w życiu wdepnął w ekstremę i nie istotne jak bardzo na poważnie było to brodzenie w smolistym brutalnym graniu, to nie ma opcji aby na zawsze nie pozostawał wrażliwy na sound takiż, bez względu na fakt, iż lata ewolucji czy też rewolucji w wybieranych gatunkach mogły go od sieki oddalić. Takie mam przemyślenie, bowiem jak obserwuję siebie i widzę wyraźnie, iż z fana metalu stałem się bardziej fanem może niestandardowego, ale jednak w brzmieniach i produkcji bardziej rocka, to zdarza mi się od czasu do czasu ulec dawnej słabości na umownie uznając dźwiękową miazgę. Być może Finowie z Oransi Pazuzu nie są idealnym przykładem ekipy mega brutalnej, ale już wiązani są z black metalem bezdyskusyjnie, a ja z "czarną sztuką" od lat mam niewiele styczności i oprócz przywiązania do kolejnych wydawnictw Satyra i Frosta w sumie nic mnie w gatunku nie pociąga. Fakt, nie chwaląc się wiem co tam poniekąd w zgniłej, zatęchłej trawie stylistyki piska, bo przecież korzystając z rekomendacji nuty dość jak na obecne czasy awangardowej i zaczytując się w pozostałych jeszcze na rynku papierowym periodykach z branży, nie trudno być w miarę w temacie. Mimo wszystko akurat to nie moja ścieżka jaką obecnie podążam i że kolejny album Oranssi mnie wkręcił jestem lekko zaskoczony, lecz myślę iż zapewne będzie to casus podobny temu jaki wiąże mnie ze Szwedami z Cult of Luna, których krążki śledzę i cenię, jednak na dłuższą metę wracać systematycznie nie zawsze mam ochotę, więc i w corocznych podsumowaniach traktuje ich nie w pełni tak poważnie, jakby ich artystyczne dokonania zasługiwały. Przepraszam tez odpowiedzialnych za Muuntautuja, że sytuacja wyglądać będzie bliźniaczo i po tym jak dam teraz jasno do zrozumienia, że to co obecnie nagrali mnie przyciąga i hipnotyzuje, to te szamańskie akcje częstsze i intensywniejsze, tylko mógłby mnie skrzywdzić psychicznie, więc na dystans, z uważnością i ostrożnością je! Bowiem to nuta która może być niebezpieczna i wymaga odpowiedzialności, a że ja biorąc pod uwagę doświadczenie życiowe nie mam już w zwyczaju nazbyt ryzykować zatopienia w mroku, to tak jak wyżej i też swoje przekonania o omawianym sprowadzę do raczej lakonicznych i dryfujących gdzieś na marginesie słów składających się na zdania, będące rzecz jasna wypadkową zdatnych do wyartykułowania uczuć. Tak samo kręcąc się jedynie gdzieś daleko od sceny i dopuszczając do siebie tylko jej wyjątkowe echa, to trudno mi super merytorycznie odnieść się do miejsca Oranssi we współczesnych odpryskach black metalowych. Słyszę iż jest to obecnie zespół stawiający na klimat mantryczny, a oprócz chwilowych brutalizacji i przede wszystkim skrzekliwego wokalu, swój sznyt widzą w decydującej roli syntezatorów, jakie kapitalnie budują chory złowrogi klimat. Nuta wchodzi człowiekowi pod skórę, jest sugestywna i cholernie niepokojąca oraz rozwija się podług transowych zasad, stąd nazwanie jej podbitym industrialem (zgrzytliwym i mechanicznym) psychodelicznym około black metalem wydaje się uzasadnione. Innymi słowy Oranssi Pazuzu najzwyczajniej mnie intryguje, a teraz kiedy wybrzmiewa Vierivä usva, to tak na marginesie jest im bardzo blisko atmosferycznej strony Cult of Luna. Tylko jedni jadą po całości na potężnym riffie, a drudzy akurat obecnie riff raczej uznali za element wspomagający - zwiększający siłę bitu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj