Problemy komunikacyjne, kryzys relacji małżeńskiej pary bezdzietnej w lustrze he he morskiej wody. Ciekawa, niekonwencjonalna strategii ratowania związku, oparta nie na sadystycznym klasycznym niezabliźnionych lub niemal już wygojonych rany nawzajem sobie solą posypywaniu, ale stawiająca na prowokowanie przełomu konkretnym wyzwaniem. Kino tak samo praktycznie psychologiczne i kino survivalowe w jednym - w formule raczej polskiego „niezalu”, bez środków ale z pomysłem. Kino naturalnie zagrane, obnażające w sposób przekonujący słabości więzi i słabości pojedynczych jednostek tą więź zatracających i jeszcze póki co, tą więź w desperacji lub poczuciu odpowiedzialności próbujących ocalić - cholera wie po co, bądź gdy się jeszcze kompletnie nie wypaliło, po co wiadomo (tylko pogubieni, bezradni, ale nie odkochani). Świetni, wyraziści bohaterowie, wzbudzajcie sympatie role lub nawet na odwrót i tym bardziej w te i we wte - he he. Poza dydaktycznie mądry i poza schematami zabawny. Oddalony od pustej romantyczności niemal maksymalnie, osadzony na twardych realiach i tym samym też sarkastycznie uczciwy. Jedno w nim to problematyka uniwersalna, która każdy zapewne związek dopadła, tudzież (nie łudźcie się) dopadnie, dwa uchwycona obiektywem kamery otaczająca natura. Warunki zimowe na polskim Bałtyckim wybrzeżu. Surowe okoliczności przyrody wymagające żelaznej woli przetrwania, jakie wiążą i dzielą. Dzieląc jednak pozostawiają mnóstwo przestrzeni do scalenia, które zależy właśnie od dobrej woli. Bardzo dobre filmowe doświadczenie, które w sumie za krzyk mew już bym polubił tak jestem stęskniony za okolicami plaży, ale jest to coś znacznie więcej i znacznie bardziej, więc nie mam obaw że kupiłem ten seans z przyczyn jedynie „bałtyckich”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz